Londyńska zupa grochowa
W dziewiętnastowiecznym Londynie zupa z suchego grochu sprzedawana była na ulicznych straganach. Ta gęsta zupa nie tylko syciła, lecz pomagała zwalczyć przenikliwe zimno. Nazywana była „London Particular” („Specjalność Londynu”), gdyż jej kolor nawiązywał do ciężkiego, siarkowego smogu, który w tamtym czasie spowijał stolicę Wielkiej Brytanii.*
Jakby nie patrzeć, współcześnie nazwa tej zupy mogłaby brzmieć „Specjalność Krakowa”, gdzie jak wiadomo smog jest dużym problemem (dziś dopuszczalne stężenie pyłów przekroczone jest „tylko” dwukrotnie, więc jest całkiem nieźle :P)
A sama zupa jest po prostu przepyszna :) To najsmaczniejsza grochówka, jaką miałam okazję do tej pory jeść. Ma wyrazisty smak i aksamitną konsystencję. Smakowała bardzo także mojemu M., który nie należy do szczególnych fanów zup-kremów (boczek działa cuda:P). Doskonale smakuje podawana z pieczywem. Gorąco polecam :)
Razem ze mną, smakowite strączkowe zupy przygotowały także Martynosia, Maggie i Ania.
LONDYŃSKA GROCHÓWKA
(4 porcje)
- 1 szklanka łuskanego grochu,
- 1 średnia bulwa (400g) selera,
- 1 duża marchewka,
- 1 cebula,
- 1 ząbek czosnku,
- 100g bekonu lub chudego wędzonego boczku,
- natka pietruszki,
- sól i pieprz
Groch namoczyć na noc. Następnego dnia zlać wodę.
Marchew, cebulę i seler obrać i pokroić w kostkę. Czosnek posiekać.
W garnku podsmażyć drobno pokrojony boczek. Dodać marchew, cebulę, seler i czosnek. Smażyć na małym ogniu ok. 10 minut, mieszając. Dodać groch i kilka liści natki pietruszki. Zalać 6 szklankami (1,5 litra) wody. Doprowadzić do wrzenia, a następnie zmniejszyć płomień, częściowo przykryć garnek i gotować ok. 1,5 godziny, aż groch będzie miękki. Po tym czasie zupę zmiksować na puree. W razie potrzeby dolać więcej wody. Przecedzić rozdrobnioną zupę przez sito o niezbyt drobnych oczkach do czystego rondla. Delikatnie podgrzać na średnim ogniu, mieszając, gdyż zupa łatwo przywiera do dna. Jeśli zupa jest zbyt gęsta, dolać jeszcze trochę wody. Doprawić solą i pieprzem.
Przed podaniem każdą porcję udekorować natką pietruszki.
* Informacje i przepis pochodzą z „Księgi Smaków Świata”
12 komentarze
Wyglada pysznie. Prowadzisz też Pingera?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Nie prowadzę... :)
UsuńTo wygląda na to, że ktoś korzysta z Twoich zdjeć....
Usuńhttp://ania180189.pinger.pl/
O żesz w mordę, ile wpisów moich skopiowanych! Że też się komuś chciało i to jeszcze bezczelnie nickiem podszywać się... Co trzeba mieć w głowie to ja nawet nie wiem... Dziękuję za info, pozdrawiam!
UsuńJa też nie wiem, jak tak w ogóle można postępować. Zdziwiło mnie, że na zdjęciach jest podany adres blogspota, dlatego napisałam do Ciebie. Mam nadzieje, że zrobisz coś z tym.
UsuńPozdrawiam :)
świetna na zimę:D
OdpowiedzUsuńNo prosze, nie wiedzialam, ze sytuacja w Krakowie tak obecnie wyglada :( A zupe porywam, bez wzgledu na smog lub jego brak ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Jak się kładłam spać o pierwszej w nocy to stężenie było przekroczone już ośmiokrotnie. To jest po prostu masakra :(
Usuńzupa wykonana. dałam za dużo selera i miała intensywny słodki smak.
OdpowiedzUsuńnajlepsza była na drugi dzień z grzankami :)
polecam :)
Nie miałam pojęcia, że jest londyńska, mój tata robi podobną ;) (daje jednak majeranek, to może się nie liczy). A zupy z historią uwielbiam :) Hehe jakbym słyszała swojego i męża i tatę. Nie wiem skąd u facetów ta awersja do kremów, czy to jakaś atawistyczna potrzeba rozszarpywania pożywienia zębami? ;) obaj moi panowie przepadają za cebulówką w wersji kryzysowej http://linawsmietanie.blogspot.com/2011/11/zupa-cebulowa.html mimo, że też krem i w dodatku bez mięsa. W sumie to nie tylko oni. Kolega słysząc legendę o zupie (z udziałem paryskich bezdomnych) najpierw krzyczał "co Ty mi dajesz" a potem "daj jeszcze. To gdzie można się zapisać do tych bezdomnych co im to podają?" btw widzę, że podobnie jak ja jesteś z Krakowa. Wybierasz się może w przyszły weekend (11-13 grudnia 2015) na targi i warsztaty do ICE?
OdpowiedzUsuńNo właśnie JUŻ od trzech dni nie jestem z Krakowa, jestem w trakcie przeprowadzki do Wrocławia, więc i na warsztaty się nie wybieram :( Kurczę, szkoda, że nie zdążyłyśmy się poznać... choć kto wie co kiedyś się zdarzy :)
UsuńA francuską zupę cebulową mam od dłuższego czasu w planach do przygotowania, choć znając mojego M., najchętniej poprzestałby na tej grzance z serem :D
Zupa w mojej wersji mocno wsiąka w grzankę od spodu, więc w efekcie je się gęstą namoczoną bułę (nie brzmi zachęcająco, wiem, ale smakuje przednio), może by to przekonało Twojego mężczyznę ;) Uuu szkoda. Ale Wrocek też fajny i mieści się tam główna siedziba mojego ulubionego sklepu z bielizną (Onlyher na Jagiełły - polecam), więc chyba nie jest najgorzej. I miasto piękne.
OdpowiedzUsuń