Czytaliście "Anię z Zielonego Wzgórza" L.M. Montgomery? Pewnie tak... ja, oczywiście, też. Tę książkę pochłonęłam od deski do deski kilka razy, za każdym razem z uśmiechem na twarzy i nie gasnącym zainteresowaniem. Kilka następnych tomów także przeczytałam, choć już bez takich emocji - niestety, Ania wraz z wiekiem robiła się coraz bardziej "zmulona". Ale pierwszy tom na zawsze pozostanie w moim sercu - tym bardziej, że gdy w wieku jedenastu lat sięgnęłam po tę książkę, miałam bliską "przyjaciółkę od serca", która miała na imię Ania.
I tu chciałam wstawić fragment powieści, kiedy to Ania Shirley zaprasza swoją "przyjaciółkę od serca" Dianę na podwieczorek i niechcący upija ją sokiem, który w rzeczywistości okazał się nalewką (a może winem?...). Niestety, jako że złośliwość rzeczy martwych jest powszechnie znana, mój egzemplarz książki zniknął jak kamfora (prawdopodobnie podczas wrześniowego remontu). Myślę jednak, że gdyby Ania i Diana miały w zasięgu ręki te ciasteczka, zapomniałyby nie tylko o nalewce, ale i całym Bożym świecie.
Do czego zmierzam? Przepis na te ciasteczka jest autorskim przepisem Lucy Maud Montgomery. Znalazłam go w jednym ze starszych numerów PANI. Ciasteczka są bardzo kruche, rozkosznie pachną cynamonem i idealnie pasują do popołudniowej herbaty.
CIASTECZKA BOSTOŃSKIE
(proporcje na 60 ciasteczek)
- 1 szklanka masła (domyślam się, że to jest mniej więcej 200 g, czyli 1 cała kostka),
- 1, 5 szklanki brązowego cukru,
- 3 jajka,
- 3,5 szklanki mąki chlebowej (ja dałam zwykłej pszennej tortowej i było OK.),
- 2 łyżki gorącej wody,
- 1 łyżeczka sody,
- 1 łyżeczka cynamonu,
- pół łyżeczki soli,
- 1 szklanka posiekanych orzechów włoskich,
- 1 szklanka posiekanych rodzynek
Utrzeć masło, stopniowo dodając cukier, a potem dobrze roztrzepane jajka. Dodać sodę rozpuszczoną w gorącej wodzie oraz połowę przesianej mąki z solą i cynamonem. Następnie dodać orzechy i rodzynki, starannie zmieszane z resztą mąki. Kłaść porcje wielkości łyżki w odstępach co 2-3 cm na wyłożonej papierem blasze i piec w temperaturze 180 stopni C przez 12-14 minut.
Ciastek jest na tyle dużo, że trzeba je piec w 2 lub 3 partiach.
Jak widać, przepis jest tak prosty, że chyba nawet roztrzepana Ania Shirley by sobie z nim poradziła. Moje drobne uwagi: ciasto jest klejące, ale dobrze lepi się z niego kulki, gdy zwilży się dłonie wodą. Lepiłam kulki wielkości dużego orzecha włoskiego, kładłam na blachę i lekko spłaszczałam (ale nie za mocno, bo w trakcie pieczenia same się jeszcze trochę dodatkowo spłaszczają). Moje ciastka piekły się przez 15 minut. Studziłam je na ażurowej podstawce.
Może zainteresuje Cię również
Ta zupa jest jedną z moich ulubionych i jest jednocześnie moim popisowym daniem ;) Rozgrzewa jak diabli (zwłaszcza jak się przesadzi z chili...) i do tego poprawia nastrój. Przepis znalazłam w książeczce "Kuchnia tajska" z serii "Z kuchennej półeczki". Książeczka ta wpadła mi w ręce parę lat temu, gdy pracowałam w chińskiej knajpie. Tak mi się spodobała, że szybciutko pobiegłam do księgarni i zakupiłam swoją własną ;) Przepis na tę zupę był pierwszym, jaki wypróbowałam. Bardzo dobrze przyjął się w mojej rodzinie, z tym, że krewetki musiałam zastąpić kurczakiem (niestety, w moim domu tylko ja je lubię).
TAJSKA ZUPA DYNIOWO-KOKOSOWA
- 800 g miąższu dyni (po obraniu),
- 4 szklanki bulionu drobiowego,
- 1 duża cebula,
- 1 łodyga selera naciowego,
- 1 ząbek czosnku,
- łyżeczka ziaren gorczycy,
- pół papryczki chili (lub mniej, zależy od wielkości i upodobania),
- 5-6 łyżek gęstego mleka kokosowego + trochę do dekoracji
- garść suszonych krewetek, lub
- 2 piersi z kurczaka (jeśli ktoś nie lubi krewetek),
- sól, pieprz,
- olej
Jeśli używamy kurczaka zamiast krewetek, filety myjemy, osuszamy, nacieramy solą i pieprzem (albo jeszcze lepiej przyprawą azjatycką), lekko rozbijamy i smażymy na patelni. Odkładamy na bok i kroimy w paseczki.
W woku lub na patelni rozgrzewamy olej i wrzucamy ziarenka gorczycy. Gdy zaczną pękać, dodajemy pokrojoną w kostkę cebulę, posiekany czosnek i chili i pokrojony w plasterki seler. Smażymy, cały czas mieszając, przez ok. 2 minuty. Miąższ dyni kroimy w grubą kostkę, wkładamy do garnka z gorącym bulionem. Jeżeli używamy krewetek zamiast kurczaka, to dodajemy je do bulionu razem z dynią. Gdy zupa zaczyna wrzeć, dodajemy podsmażoną cebulę z dodatkami, zmniejszamy ogień, przykrywamy i gotujemy przez 20-25 minut, aż wszystkie składniki będą miękkie. Zupę miksujemy na gładko. Dodajemy mleko kokosowe, ewentualnie doprawiamy do smaku solą i pieprzem.
Paski kurczaka (jeśli go używamy) rozkładamy na talerzach i nalewamy zupę. Dekorujemy mlekiem kokosowym. Można także posypać świeżą posiekaną kolendrą.
Smacznego!
To trzeci (i niestety ostatni) przepis, który bierze udział w zabawie "Festiwal Dyni":
Może zainteresuje Cię również
Przeglądając stare numery PANI, natrafiłam na wielce kuszący przepis. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie próbowała natychmiast zmaterializować w mojej własnej kuchni. I, oczywiście, jak to zwykle bywa w takich wypadkach – wystąpił szereg zdarzeń, w wyniku których nastąpiły liczne odstępstwa od przepisu w trakcie powoływania go do życia. Bo puree chyba za rzadkie, bo mniej mleka trzeba było, bo więcej pestek dałam, bo lubię jak chrupie, bo zabrakło oliwy, więc musiałam zadowolić się olejem, bo na koniec wpadła mama z lamentem, że "drożdżowe bez jajek na pewno się nie uda i ona nie będzie patrzeć, jak wszystko ląduje potem w koszu". Jako że nie byłam w zbyt wojowniczym nastroju, dla świętego spokoju wbiłam dwa jajka.
I oto wyszło ciasto przepyszne, żółciuchne jak wiosenne kurczątka, pulchniutkie, miękkie, wilgotne, z lekkim aromatem dyni. Całe szczęście, że ciasta wystarczyło na dwie formy. Połowa zniknęła, zanim zdążyła ostygnąć. Kawał powędrował do babci, która długo głowiła się "dlaczego to jest takie żółte". Reszta zapewne zniknie niebawem.
DROŻDŻOWE CIASTO DYNIOWE
(przepis na 2 klasyczne formy na babę lub 2 tortownice o śr. 24 cm z kominkiem)
- 1 kg mąki,
- 50 g drożdży,
- 1 szklanka mleka,
- ¾ szklanki cukru,
- ¾ szklanki oleju,
- 400-420 g gęstego puree z dyni (przepis np. stąd),
- 2 jajka,
- pół szklanki pestek dyni podprażonych na suchej patelni,
- szczypta soli,
- masło do wysmarowania formy,
- mąka do wysypania formy
- opcjonalnie roztrzepane jajko i pestki dyni do posypania wierzchu
W niewielkim garnuszku wymieszać rozczyn z drożdży, łyżki mąki, łyżki cukru i 5 łyżek mleka. Pozostawić w ciepłym miejscu na ok. 10 min do wyrośnięcia. Pozostałą mąkę przesiać do dużej miski, dodać rozczyn, sól, pozostały cukier, pozostałe mleko, puree z dyni i jajka. Wyrabiać ciasto, stopniowo dodając olej (ja smaruję olejem także dłonie, wówczas ciasto się tak nie klei. Wyrobione ciasto powinno być lśniące, elastyczne i odstawać od ręki i miski. Jeżeli jest za rzadkie – dodać trochę mąki, jeśli za gęste – mleka (zależy to od wilgotności dyniowego puree). Na koniec dodać pestki dyni i ponownie wyrobić tak, aby połączyły się z ciastem. Miskę przykryć ściereczką i pozostawić w ciepłym miejscu na 50-60 min do wyrośnięcia.
Foremki wysmarować masłem i wysypać mąką. Wyłożyć wyrośnięte ciasto i ponownie zostawić do wyrośnięcia.
Piec oba ciasta naraz w temp. 180 stopni przez ok. 45-50 minut, aż wbity w ciasto patyczek będzie suchy.
Uwaga: jeśli używamy tortownicy z kominkiem, mniej więcej w połowie pieczenia wierzch ciasta można dodatkowo posmarować roztrzepanym jajkiem i posypać pestkami dyni.
PRZEPIS NA THERMOMIX
Do naczynia miksującego wkruszyć drożdże, dodać mleko, podgrzać 3 min/37ºC/obr. 1. Dodać mąkę, cukier, olej, puree z dyni i jajka, wyrobić 2 min/interwał. Jeśli ciasto jest lepkie i za rzadkie, dodać trochę mąki, jeśli za gęste – odrobinę mleka (zależy to od wilgotności dyniowego puree), wówczas wyrobić kolejne 1 min/interwał. Na koniec dodać pestki dyni i wyrobić 30 s/interwał. Ciasto przełożyć do dużej, natłuszczonej masłem lub olejem miski. Miskę przykryć ściereczką i pozostawić w ciepłym miejscu na 50-60 min do wyrośnięcia.
Foremki wysmarować masłem i wysypać mąką. Wyłożyć ciasto i ponownie zostawić do wyrośnięcia.
Piec oba ciasta naraz w temp. 180 stopni przez ok. 45-50 minut, aż wbity w ciasto patyczek będzie suchy.
Uwaga: jeśli używamy tortownicy z kominkiem, mniej więcej w połowie pieczenia wierzch ciasta można dodatkowo posmarować roztrzepanym jajkiem i posypać pestkami dyni.
Może zainteresuje Cię również
Festiwal dyni to pierwsza kulinarna akcja, w której biorę udział :)
Na dobry początek postanowiłam zaserwować dyniowe gnocchi z serowym sosem. Na przepis natknęłam się jakiś czas temu na stronie Pascala Brodnickiego. Strasznie spodobały mi się te malutkie, żółciutkie kluseczki, a na dodatek uwielbiam sosy z sera pleśniowego – a skoro tak, to... dlaczego by nie spróbować? W przepisie dokonałam jednak kilku modyfikacji: zmniejszyłam ilość ogólną składników, zwiększyłam ilość dyni w stosunku do ziemniaków i zmieniłam nieco skład sosu, bo z samą śmietanką, bez jogurtu był jednak dla mnie zbyt mdły. Koniec końców – wyszły przepyszne kluseczki, które jeszcze kiedyś na pewno zrobię :)
|
dyniowe kluseczki gnocchi i sos z sera pleśniowego |
GNOCCHI DYNIOWE W NIEBIESKIM SOSIE SEROWYM
(4 porcje)
- 500 g ugotowanych ziemniaków,
- 350 g gęstego puree z dyni (przepis na puree z dyni),
- ok. 400 g mąki pszennej,
- 1 małe jajko,
- szczypta gałki muszkatołowej,
- sól,
- pieprz
na sos:
- 100 g sera pleśniowego niebieskiego typu gorgonzola lub lazur,
- 100 ml śmietanki 18% do sosów,
- 2 łyżki jogurtu naturalnego,
- łyżka mąki,
- pieprz
Ugotowane ziemniaki przetrzeć przez sitko lub dokładnie utłuc, połączyć z dyniowym puree na jednolitą masę, doprawić gałką muszkatołową, solą i pieprzem. Wyłożyć na stolnicę, wbić jajko, dodać mąkę i zagnieść elastyczne, miękkie ciasto. Podana wartość mąki jest orientacyjna, ja dawałam trochę na oko – generalnie chodzi o to, by dać najmniejszą ilość mąki, jaka pozwala na uformowanie z ciasta w miarę zgrabnych wałeczków. Należy to zrobić dość szybko. Uformowane jak na kopytka wałeczki pokroić na małe kluseczki. Każdą kluseczkę można docisnąć lekko widelcem, by nadać jej ładny kształt.
Gnocchi wrzucić na osolony wrzątek (do wrzątku można dodać łyżkę oleju, co zapobiega sklejaniu się klusek). Gotuje się je szybciutko – właściwie to są gotowe w momencie, gdy wypływają na wierzch.
Przygotować sos: mąkę rozprowadzić śmietanką, wkruszyć ser, dodać jogurt i gotować na malutkim ogniu, cały czas mieszając – aż zgęstnieje. Doprawić do smaku pieprzem.
Gotowe gnocchi wyłożyć na talerze, polać sosem i posypać posiekaną natką.
PS Jak się okazało – gnocchi odsmażane na maśle są jeszcze smaczniejsze ;)
|
gnocchi dyniowe przepis |
Przepis został zgłoszony na Festiwal Dyni organizowany przez Beę :)
Może zainteresuje Cię również
A dziś przepis wymyślony przez moją mamę ;) wprawdzie robiła go niedawno, ale tak mi posmakował, że dziś na naszym stole zagościł znowu, tym razem wykonany przeze mnie. Kotleciki mielone z jabłkiem i szałwią to zupełnie nowe oblicze mielonego. Jabłko sprawia, że kotlety są delikatniejsze, lekko kwaskowate, a szałwia nadaje im charakterystyczny, przyjemny aromat.
KOTLETY MIELONE Z JABŁKIEM I SZAŁWIĄ
(na 4 porcje)
500 g mięsa mielonego (drobiowe lub wieprzowe),
1 duże jabłko,
pół cebuli,
1 ząbek czosnku,
pół czerstwej bułki,
kilka listków szałwii,
natka pietruszki,
sól, pieprz,
mąka do panierowania,
olej do smażenia
Połówkę bułki namoczyć w mleku. Pół cebuli posiekać drobno. Na patelni rozgrzać trochę oleju i podsmażyć niezbyt mocno cebulę, pod koniec smażenia dodając przeciśnięty przez praskę ząbek czosnku. Do mięsa mielonego dodać odciśniętą bułkę, cebulkę z czosnkiem, obrane i starte na tarce o dużych oczkach jabłko oraz posiekaną szałwię i natkę, wbić jajko i dobrze wymieszać. Doprawić do smaku solą i pieprzem. Wilgotnymi dłońmi formować niewielkie kotleciki, obtaczać je w mące i smażyć na rozgrzanym oleju.
Podawać z ziemniakami i surówką.
Może zainteresuje Cię również
Ten weekend był jednym z nielicznych bez pieczenia ciasta. Jakoś tak się utarło, że jak sobota – to piekę. Tym razem nadmiar obowiązków nie pozwolił na to, postanowiłam jednak wspomnieć tu o przepisie, który wypróbowałam 2 tygodnie temu. Przepisie na tarte z gruszkami i czekoladą, która ogromnie mi smakowała.
Słodycz tych owoców przełamana gorzką czekoladą niezwykle przypadła mi do gustu. Przeglądając fora i blogi, odniosłam wrażenie, że to ciasto to hit tegorocznej jesieni. To ciasto wydaje się być wręcz stworzone na chłodne, jesienne popołudnie.
Recepturę znalazłam na blogu Ani, a potem porównałam ją z oryginalnym przepisem zamieszczonym na gazeta.pl przez hani-2. I wyszło takie oto cudeńko:
TARTA Z GRUSZKAMI I CZEKOLADĄ
- 3-4 gruszki,
- 200 g mąki,
- 100 g masła,
- 50 g cukru pudru,
- 2 żółtka,
- 1 jajko,
- pół szklanki śmietanki kremówki 30%,
- 2 łyżki cukru kryształu (najlepiej brązowego),
- 100-120 g gorzkiej czekolady (można też połączyć gorzką i mleczną)
- trochę soku z cytryny
Masło posiekać na stolnicy razem z cukrem pudrem i mąką. Dodać 1 żółtko i szybko zagnieść kruche ciasto (jeśli nie będzie chciało się zagniatać, można pomóc sobie odrobiną zimnej wody). Owinąć w folię spożywczą i włożyć do lodówki na ok. godzinę. Gdy ciasto będzie już schłodzone, rozwałkować je cienko i wyłożyć nim natłuszczoną masłem formę do tarty (lub tortownicę), zwracając szczególną uwagę na brzegi. Zapiec w piekarniku w temp. 200 stopni przez 15 minut.
W tym czasie obrać gruszki, przekroić je na połówki, wyjąć gniazda nasienne, a grzbiety ponacinać wzdłuż i skropić sokiem z cytryny, aby nie sczerniały.
W rondelku zmiksować razem śmietankę, żółtko i jajko.
Na zapieczony spód włożyć równomiernie posiekaną czekoladę. Na czekoladzie rozłożyć połówki gruszek, grzbietami do góry. Przestrzeń między gruszkami zalać masą śmietankowo-jajeczną. Tarte posypać równomiernie cukrem kryształem (zwłaszcza wystające części gruszek).Piec w 180 stopniach przez 30 minut. Smacznego!
Może zainteresuje Cię również
Ludziska, normalnie zima przyszła! W życiu czegoś takiego nie widziałam – zupełnie jeszcze zielone drzewa pokryte śniegiem – bardzo dziwny widok... Nie do uwierzenia, że jeszcze 60 dni temu leżałam plackiem na plaży, nie polskiej co prawda, ale i wtedy w PL było bardzo upalnie.
Ja się tak nie bawię! Ja protestuję! Jeszcze za wcześnie na zimę.
Zatem – pogoda swoje, ja swoje. Jest jesień, koniec i kropka. Jak nie za oknem, to chociaż na talerzu...
|
kurczak z winogronami |
KURCZAK JESIENNY
(na 4 osoby)
- 600 g filetu z piersi kurczaka,
- duża kiść winogron,
- 2/3 szklanki grubo posiekanych orzechów,
- 150 ml białego wytrawnego lub półwytrawnego wina,
- 2 ząbki czosnku,
- 5 łyżek śmietanki do sosów,
- 30 g masła,
- 2 łyżki mąki,
- 1 łyżka soku z cytryny,
- 1 łyżka cukru,
- trochę oleju,
- sól, pieprz,
- suszony tymianek,
- natka pietruszki
Filety umyć, każdy pokroić na 3-4 kawałki, oprószyć solą i pieprzem, obtoczyć w 1 łyżce mąki i obsmażyć na rumiano na rozgrzanym oleju. Odłożyć na bok.
Osobno w rondelku stopić masło, następnie dodać przeciśnięty przez praskę czosnek, po chwili rozprowadzić drugą łyżkę mąki i chwilę smażyć, mieszając. Wlać wino, sok z cytryny i śmietankę. Tak powstały sos doprawić solą, pieprzem, tymiankiem i cukrem (można zrezygnować z cukru, jeśli ktoś woli bardziej "wytrawne" danie). Sosem zalać kurczaka, wymieszać i gotować na małym ogniu jeszcze przez 15 minut, nie przykrywając i od czasu do czasu mieszając. Na 5 minut przed końcem gotowania dodać winogrona przekrojone na połówki i pozbawione pestek.
Posiekane orzechy podprażyć osobno na suchej patelni. Na talerzu posypać danie orzechami i ewentualnie natką pietruszki (jeśli ktoś lubi).
Najlepiej podawać z ryżem.
Pomysł zaczerpnęłam z gazety "Moje Gotowanie". Przepis znajdował się w dziale "Obiad z mikrofalówki", ponieważ jednak ja mikrofali używam co najwyżej do odgrzania czegoś, postanowiłam przetłumaczyć go na język "patelniano-garnkowy" i przygotować w wersji bardziej tradycyjnej. Nie wiem, jak smakowałoby to danie gotowane w mikrofali, ale to co stworzyłam było bardzo smaczne ;)
Może zainteresuje Cię również
Są potrawy, które przypominają nam o naszych Babciach. Mnie o mojej Babci przypomina właśnie to ciasto. Wilgotne, miękkie, pachnące cynamonem i kakao. Żadna inna potraw wychodząca spod babcinych rąk nie smakuje mi bardziej niż ta. Kilka dni temu odnalazłam przepis na nie, zapisany równym, kształtnym pismem na pożółkłej kartce wciśniętej w stary, rodzinny brulion z przepisami. Przepis Babcia faktycznie przywiozła ze Stanów (pracowała tam przez prawie jedenaście lat), choć przeglądając przepisy w Internecie, zastanawiam się czy przypadkiem nie jest ono bardziej znane w Polsce niż w USA ;) A może jest po prostu specjalnością amerykańskiej polonii? ;)
|
ciasto amerykańskie |
PLACEK AMERYKAŃSKI
- 5 jajek,
- 3 szklanki mąki,
- 1 i pół szklanki cukru,
- 1 szklanka oleju,
- 2 płaskie łyżki kakao,
- 1 płaska łyżka cynamonu,
- 1 płaska łyżka sody,
- 2 garście posiekanych orzechów włoskich,
- 1 kg jabłek
Żółtka utrzeć z cukrem na puszystą masę. Białka ubić na pianę, dodać je do utartej masy i wymieszać. Następnie dodawać na przemian po trochę mąki i oleju, za każdym razem starannie ucierając ciasto (na wolnych obrotach miksera), aż do wyczerpania składników. Pod koniec ucierania dodać kakao, cynamon i sodę. Ciasto jest gęste, może wydawać się, że nawet za bardzo, ale takie właśnie ma być. Na koniec dorzucić posiekane orzechy oraz obrane i pokrojone w kostkę jabłka i wymieszać.
Ciasto przełożyć do podłużnej foremki o dł. 40 cm wyłożonej papierem do pieczenia i wyrównać powierzchnię.
Piec przez ok. 1 godzinę w temp. 180 stopni C, aż wbity w ciasto patyczek będzie suchy.
Po ostudzeniu ciasto można polać polewą czekoladową lub posypać cukrem pudrem.
|
ciasto amerykańskie przepis |
|
ciasto amerykańskie |
Może zainteresuje Cię również
Po tak miłym powitaniu, nieuchronnie nadszedł czas, by na serio wejść do internetowego światka kulinarnego. Pojawiło się zatem pytanie: Z CZYM DO LUDZI? Wszak powszechnie wiadomo, że ludzi najłatwiej obłaskawić słodkościami. Sęk w tym, że ostatnio wszystko co pojawiło się w moim domu "na słodko" czerpane było z przepisów już istniejących w necie (edit: gwoli ścisłości - na sam początek chciałam zaprezentować coś, czego na innych blogach jeszcze nie ma;).
To może kurczak? Mam w zanadrzu kilka na niego przepisów, ba, nawet ze zdjęciami. Ech, nie, może jednak nie, po co od razu zrażać do siebie wegetarian? ;)))
Stanęło więc na warzywach. A konkretniej – na quiche z cukinią.
Tę potrawę, wywodzącą się z kuchni francuskiej, robiłam dwa razy. Za pierwszym razem trzymałam się ściśle przepisu ("Potrawy z cukinii i bakłażanów" Cornelii Schinharl) i... w środku zrobiła się niedopieczona paciaja. Przepis zmodyfikowałam – kruchy spód zapiekłam, cukinię dobrze odcisnęłam, a ponadto farsz wzbogaciłam suszonymi pomidorami i serem typu feta. W efekcie wyszły pyszności, w których nic bym już nie zmieniała. Potrawa jest nieco czasochłonna, ale warto czasem wygospodarować trochę czasu, by upichcić coś innego niż zwykle :)
QUICHE Z CUKINIĄ
składniki na kruche ciasto:
- 125 g masła,
- 250 g mąki,
- 1 jajko,
- 1-2 łyżki zimnej wody,
- szczypta soli
składniki na farsz:
- 500 g cukinii
- 25 g czarnych oliwek (bez pestek)
- 25 g suszonych pomidorów marynowanych w oliwie
- 1 mała cebula
- 2 ząbki czosnku
- 100 g sera typu feta (używam "Favity" od Mlekovity ze względu na nieco kremową konsystencję),
- 4 jajka
- sól, pieprz, rozmaryn
ponadto:
- 100 g sera żółtego
- 2 łyżki sosu pomidorowego lub ketchupu
Masło szatkujemy na stolnicy z mąką, dodajemy szczyptę soli, jajko oraz zimną wodę i szybko zagniatamy ciasto. Z ciasta formujemy kulę, owijamy folią spożywczą i wkładamy do lodówki na godzinę.
W tym czasie cukinię myjemy i ścieramy na tarce o dużych oczkach. Jeśli cukinia nie jest młoda (choć najlepiej, gdyby była), musimy ją wcześniej obrać i usunąć pestki, wówczas trzeba wziąć jej początkową ilość większą, tak by w efekcie uzyskać 500 g miąższu. Starty miąższ solimy szczyptą soli i odstawiamy na chwilę, by puściły soki. Po tym czasie miąższ należy z soku dokładnie odcisnąć. Jest to ważne, bo jeśli nadzienie będzie zbyt mokre, w środku quiche zrobi się wspomniana już przeze mnie paciaja.
Następnie do cukinii dodajemy pokrojoną w kosteczkę cebulę, pokrojone na paseczki oliwki i pomidory i przeciśnięty przez praskę czosnek, doprawiamy rozmarynem, solą i pieprzem i mieszamy.
Nagrzewamy piekarnik do 220 stopni. Ciasto wykładamy na stolnicę i wałkujemy na okrągły placek, podsypując lekko mąką. Następnie ostrożnie przenosimy na tortownicę o średnicy ok. 24 cm z ruchomą obręczą. Ciastem dokładnie wykładamy dno i boki formy. Otrzymany spód do quiche pieczemy w piekarniku przez ok. 20 minut. (Niestety, boki ciasta lubią "spływać", więc wkładam do środka obręcz zrobioną z kartonu, która utrzymuje ciasto na swoim miejscu, albo po prostu w połowie pieczenia wyjmuję na moment ciasto i łyżką ustawiam na wpół upieczone boki na swoje miejsce ;)
W tym czasie ser typu feta roztrzepujemy z jajkami, wlewamy do cukinii i mieszamy. Otrzymane nadzienie wykładamy na zapieczony spód, posypujemy startym serem, a na wierzchu rozprowadzamy sos pomidorowy.
Pieczemy w piekarniku 45-50 minut.
W quiche fajne jest to, że dodatki do farszu można dowolnie zmieniać; można np. zrezygnować z oliwek lub pomidorów, rozmaryn zastąpić bazylią lub mieloną papryką itp. Quiche nadaje się do jedzenia również na zimno, przynajmniej tak słyszałam ;) nie sprawdziłam, bo u mnie znikało przed ostygnięciem.
Może zainteresuje Cię również
Cześć, to ja – Mirabelka.
Młoda dziewczyna wchodząca w dorosłe życie.
Studiuję, ale nie znaczy to jednak, że mieszkam w akademiku i żywię się niemal wyłącznie parówkami i pulpetami ze słoika (jak większość moich akademickich znajomych...). Tak się złożyło, że mieszkam, chcąc nie chcąc – z rodzicami, co ma szereg swoich wad, ale i zalet. Tak czy siak, własne mieszkanie pozostaje na razie w sferze marzeń.
Od pewnego czasu do grona moich zainteresowań dołączyło gotowanie. Zaczęło się niewinnie – od prostych ciast z torebki i domowych placków. Potem stopniowo poszerzałam pole swoich kuchennych manewrów. Każdy udany wypiek czy danie sprawia mi satysfakcję i zachęca do dalszego działania.
To przyszło jakoś tak samo. Na pewno nie zaraziła mnie tym Mama, która "przy garach" stoi, jak mówi, wyłącznie z przymusu. Dlatego ostatnio coraz częściej to ja przejmuję stery w kuchni...
Kilka miesięcy temu założyłam sobie konto na serwisie Smaker.pl. Ot, tak – było mi po drodze, bo jako że pocztę mam na Interii, wchodząc na stronę główną, zawsze klikałam na link do tegoż serwisu kulinarnego. Zachciało się i mnie dzielić przepisami, które udało mi się "wcielić w życie" i które zyskały aprobatę rodziny. Wkrótce jednak poczułam niedosyt, "suche" i bezduszne przepisy nie trafiały do mnie tak, jak te, które znajdywałam na blogach – opatrzone pięknymi zdjęciami, komentarzem od ich autorów, poradami, z gwarancją, że zostały wypróbowane, a nie skopiowane od kogoś lub przepisane na żywca z książki.
Zamarzyło mi się coś więcej. Własny blog.
Czy to nie zbytnia zuchwałość?
Mam świadomość, że mój blog nie będzie tak doskonały, jak bym tego chciała. Nie potrafię jeszcze wymyślać swoich własnych przepisów, póki co – czerpię je od innych i nieco modyfikuję. Daleko mi też do pięknych zdjęć, nie mam ani wprawy w ich robieniu, ani odpowiedniego sprzętu.
Ale cóż, od czegoś trzeba zacząć, prawda?
Może zainteresuje Cię również