Ciasteczka bostońskie wg L.M.Montgomery
Czytaliście "Anię z Zielonego Wzgórza" L.M. Montgomery? Pewnie tak... ja, oczywiście, też. Tę książkę pochłonęłam od deski do deski kilka razy, za każdym razem z uśmiechem na twarzy i nie gasnącym zainteresowaniem. Kilka następnych tomów także przeczytałam, choć już bez takich emocji - niestety, Ania wraz z wiekiem robiła się coraz bardziej "zmulona". Ale pierwszy tom na zawsze pozostanie w moim sercu - tym bardziej, że gdy w wieku jedenastu lat sięgnęłam po tę książkę, miałam bliską "przyjaciółkę od serca", która miała na imię Ania.
I tu chciałam wstawić fragment powieści, kiedy to Ania Shirley zaprasza swoją "przyjaciółkę od serca" Dianę na podwieczorek i niechcący upija ją sokiem, który w rzeczywistości okazał się nalewką (a może winem?...). Niestety, jako że złośliwość rzeczy martwych jest powszechnie znana, mój egzemplarz książki zniknął jak kamfora (prawdopodobnie podczas wrześniowego remontu). Myślę jednak, że gdyby Ania i Diana miały w zasięgu ręki te ciasteczka, zapomniałyby nie tylko o nalewce, ale i całym Bożym świecie.
Do czego zmierzam? Przepis na te ciasteczka jest autorskim przepisem Lucy Maud Montgomery. Znalazłam go w jednym ze starszych numerów PANI. Ciasteczka są bardzo kruche, rozkosznie pachną cynamonem i idealnie pasują do popołudniowej herbaty.
CIASTECZKA BOSTOŃSKIE
(proporcje na 60 ciasteczek)
- 1 szklanka masła (domyślam się, że to jest mniej więcej 200 g, czyli 1 cała kostka),
- 1, 5 szklanki brązowego cukru,
- 3 jajka,
- 3,5 szklanki mąki chlebowej (ja dałam zwykłej pszennej tortowej i było OK.),
- 2 łyżki gorącej wody,
- 1 łyżeczka sody,
- 1 łyżeczka cynamonu,
- pół łyżeczki soli,
- 1 szklanka posiekanych orzechów włoskich,
- 1 szklanka posiekanych rodzynek
Utrzeć masło, stopniowo dodając cukier, a potem dobrze roztrzepane jajka. Dodać sodę rozpuszczoną w gorącej wodzie oraz połowę przesianej mąki z solą i cynamonem. Następnie dodać orzechy i rodzynki, starannie zmieszane z resztą mąki. Kłaść porcje wielkości łyżki w odstępach co 2-3 cm na wyłożonej papierem blasze i piec w temperaturze 180 stopni C przez 12-14 minut.
Ciastek jest na tyle dużo, że trzeba je piec w 2 lub 3 partiach.
Jak widać, przepis jest tak prosty, że chyba nawet roztrzepana Ania Shirley by sobie z nim poradziła. Moje drobne uwagi: ciasto jest klejące, ale dobrze lepi się z niego kulki, gdy zwilży się dłonie wodą. Lepiłam kulki wielkości dużego orzecha włoskiego, kładłam na blachę i lekko spłaszczałam (ale nie za mocno, bo w trakcie pieczenia same się jeszcze trochę dodatkowo spłaszczają). Moje ciastka piekły się przez 15 minut. Studziłam je na ażurowej podstawce.
3 komentarze
Właśnie tymi ciasteczkami zaingurowałam działalność nowiusieńkiego piekarnika :) Oczywiście sympatia do mojej rudowłosej imienniczki miała znaczący wpływ na wybór tego przepisu ;)
OdpowiedzUsuńA ciasteczka są po prostu obłędnie przepyszne - choć do końca nie wystygły, nie mogłam się oprzeć, by nie spróbować, gdyż sam zapach już mnie zniewalał.
Ciasto lepiej mi się formowało, jak trochę postało (czekając na drugi rzut pieczenia).
pozdrawiam :)
saxony
piekłam te ciasteczka zimą tego roku, ale podczas przeprowadzki zgubiłam przepis. jak wspaniale go znaleźć i móc je upiec już jutro po zrobieniu zakupów, nie mogę się doczekać! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo za ten przepis :) jadłam w weekend i nie spisałam od piekącej przepisu, a dzięki Tobie mogę się właśnie cieszyć ciastkami w piekarniku :)
OdpowiedzUsuńDodałam 4 szklanki zamiast 3 i pół mąki i dzięki temu ciastka się nie rozpływają i można je wycinać foremkami ;)