Obsługiwane przez usługę Blogger.

Gruzja :)

By 12:46 ,

Wyjazd do Gruzji planowaliśmy tak naprawdę od dobrych trzech lat. Nie chcieliśmy jechać tylko we dwoje, a zebrać znajomych na taką wyprawę to nie jest tak hop-siup. A to brak pieniędzy, a to brak czasu, wiadomo jak jest :) Ostatecznie pojechaliśmy w 4 osoby, a na miejscu poznaliśmy jeszcze Magdę, Krzyśka i Nikodema (pozdrawiam!) więc w rezultacie było nas siedmioro :) 
W tym wypadku czas zadziałał na naszą korzyść, ponieważ odkąd w Kutaisi (drugim co do wielkości mieście w Gruzji) wybudowano lotnisko, loty z Polski są relatywnie tanie :) 

Za cel obraliśmy sobie nadmorskie Batumi, Tbilisi oraz kilka mniejszych, lecz ciekawych miejscowości. Nie planowaliśmy wszystkiego na ostatni guzik, zdaliśmy się trochę na spontan – i dobrze, bo gruzińska rzeczywistość zweryfikowała niektóre nasze plany ;) 
Ostatecznie najpierw zwiedziliśmy skalne miasto w Wardzi, nocowaliśmy w Borżomi, później spędziliśmy 4 dni w Batumi, a na koniec 3 dni w Tbilisi, skąd wyskakiwaliśmy na krótkie wycieczki do Signagi i Mcchetty


Wardzia to niewielka miejscowość na południu Gruzji, na terenie której znajduje się imponujące skalne miasto z XII wieku, obecnie utrzymywane przez niewielką grupę mnichów i udostępnione do zwiedzania. 

 

Po zwiedzeniu Wardzi nocowaliśmy w oddalonym o ok. 50km Borżomi, które do złudzenia przypomina polskie uzdrowiska typu Rabka Zdrój ;) Jest rzeka, otoczona drzewami alejka wzdłuż rzeki, lecznice wody siarkowe i klimat typowo uzdrowiskowy. 

Następnego dnia z samego rana wyjechaliśmy do Batumi. Batumi jest trzecim co do wielkości miastem Gruzji. Po herbacianych polach z piosenki Filipinek niewiele tu zostało, jednak Batumi, uznane za letnią stolicę Gruzji, dzięki olbrzymim funduszom rządowym rozwija się bardzo prężnie pod kątem turystyki. Plaża (niestety kamienista), szeroka promenada, liczne kafejki i bary, palmy, „diabelskie koło” i wiele ciekawych rozwiązań architektonicznych sprawiają, że Batumi jest typowym nadmorskim kurortem wypoczynkowym. I mimo, że budynki niekiedy przypominają sen szalonego Araba, a architektura momentami mocno ociera się o kicz, czułam się tu o wiele lepiej niż np. w Słonecznym Brzegu w Bułgarii, gdzie tłumy ludzi uniemożliwiały normalne poruszanie się, a uliczni sprzedawcy niemal siłą zaciągali mnie przed swoje stoiska z chińskimi podróbkami. 


Obowiązkowym punktem na mapie Batumi jest ogromny Ogród Botaniczny, które zajmuje powierzchnię ponad 100 ha. Na wzgórzach opadających do morza rosną tysiące egzotycznych roślin ze wszystkich stref klimatycznych świata. I choć na jego zwiedzanie trzeba poświęcić niemal cały dzień, spacer wśród tak bujnej roślinności jest niezwykle odprężający :) 

 

W Batumi przytrafiła się nam również tropikalna ulewa, kiedy to ściana deszczu lała się z nieba niemal bez przerwy przez 20 godzin. Na szczęście gorący, słoneczny dzień również się nam zdarzył, dlatego na kąpiele w ciepłym morzu i opalanie się również był czas. 

 

Tbilisi, stolica Gruzji, znacznie różni się charakterem od pozostałych terenów państwa. Mnie najbardziej podobała się klimatyczna, stara część miasta, słynny Most Pokoju (cudnie oświetlony w nocy) oraz pięknie zaprojektowany park przy moście. Jednakowoż panujący wszędzie zgiełk, tłok i hałas sprawił, że Tbilisi nie podbiło mojego serca. 

 


 

Mając jednak Tbilisi jako bazę noclegową, wybraliśmy się także na jednodniowe wycieczki do Signagi i Mschetty. Signagi klimatem może śmiało konkurować z włoską Toskanią. Winnice, cyprysy, śliczne domki i ogólny spokój sprawia, że jest to świetne miejsce na wypoczynek. Mcchetta z kolei jest pierwotną stolicą Gruzji oraz miejscem kultu religijnego, zatem jest dla Gruzinów tym, czym dla nas, Polaków, jest Gniezno i Częstochowa razem wzięte.


 

I kiedy tak przeglądam po raz n-ty te zdjęcia, widzę, że nie do końca oddają one klimat całej wycieczki. Na zdjęciach wszystko wygląda dość sielankowo, a tak naprawdę nieraz bywało nieźle hardkorowo. Oczywiście doskonale wiedziałam, na co się piszę ;) Jednak zawczasu ostrzegam, że Gruzja nie jest miejscem na wakacje dla wygodniuchów ;) Oczywiście można spać w hotelach i podróżować taksówkami, ale w ten sposób nie pozna się prawdziwego klimatu tego kraju, a przede wszystkim – ludzi.
Wielogodzinne podróże zatłoczonymi marszrutkami (gruzińskimi busami) ze średnią prędkością 120 km/h przez kręte górskie drogi nad przepaścią, z kierowcami wyprzedzającymi na piątego na ciągłej, na zakrętach, mostach i pagórkach, permanentny brak papieru toaletowego (a często także bieżącej wody) w toaletach, totalna niemożność porozumienia się z Gruzinami w języku innym niż rosyjski (co za szczęście, że trafiliśmy na Krzyśka, nie wiem jak bez niego byśmy sobie poradzili ;).
Noclegi w domach lub hostelach.
A nade wszystko otwarte i przyjacielskie nastawienie Gruzinów do innych ludzi, które wynagradza z nawiązką wszystkie niewygody. Wyobrażacie sobie na przykład taką sytuację, że siedzicie w domu i przychodzi do Was sąsiadka, by pochwalić się, że kupili nowy samochód? Po czym wszyscy sąsiedzi wyciągają na podwórko stoły, przynoszą z domu jedzenie i wspólnie ucztują i cieszą się ze szczęścia innych? Wyobrażacie sobie to? A myśmy właśnie czegoś takiego doświadczyli :D
Albo gdy siedzicie sobie w restauracji, dojadacie kolację, nagle kelnerka stawia przed Wami dzban wina i zdziwionym wyjaśnia, że to w prezencie od faceta, który siedzi przy stoliku obok ;) Zapraszacie go do waszego stolika, chwilę rozmawiacie, po czym on tłumaczy, że postawił wam wino, bo zobaczył, że tak miło spędzacie czas, rozmawiacie i tak fajnie razem wyglądacie, że chciał wam zrobić przyjemność. Po czym zamówił kolejny dzban wina i wielkie chaczapuri ;)

A propos chaczapuri :) Obawiam się, że gdybym spędziła w Gruzji kolejne 10 dni, to pewnie nie mieściłabym się w drzwiach. Jedzenie w Gruzji jest przepyszne, ale i mega kaloryczne ;)
Większość dań zawiera w sobie ser, bardzo podobny w smaku do naszego rodzimego bundzu. Są to przede wszystkim różnego rodzaju chaczapuri, czyli placki z ciasta drożdżowego. Królem chaczapuri jest chaczapuri adżarskie, które kształtem przypomina łódkę wypełnioną rzeczonym serem i jajkiem.
Drugim najpopularniejszym gruzińskim daniem są chinkali, czyli duże pierogi w kształcie sakiewki, najczęsciej wypełnione mięsem (choć jedliśmy też z nadzieniem serowym i grzybowym). Sposób jedzenia chinkali jest dość nietypowy: należy chwycić za czubek pieroga, odwrócić go do góry nogami, nadgryźć, wypić znajdujący się w środku rosół i dopiero potem zjeść resztę.
Innymi popularnymi potrawami są aczma (coś w rodzaju lasagne z serem), lobio (gęsta zupa-potrawka z fasoli i orzechów włoskich), roladki z bakłażanów z masą orzechową oraz szaszłyki.
Przy okazji warto wspomnieć, że w Batumi istnieje targ rybny, na którym kupujesz świeżo złowioną rybę i zanosisz do baru znajdującego się tuż obok. Siadasz przy stoliku, a oni tę twoją rybę wypatroszają i smażą. Zapewniam, że nigdzie, w żadnym innym barze, nie zjesz świeższej ryby :) Zdecydowanie warto tam przyjść.
Słodycze w Gruzji nie są zbyt popularne, w zasadzie szerzej znane są tylko czurczele, czyli nawlekane na sznurki orzechy oblepione syropem wingoronowym.
Gruzja to także oczywiście wino, dużo wina. Piliśmy codziennie i nie zdarzyło nam się trafić na niedobre :) Większość restauracji zawiera w swojej ofercie litrowy dzban domowego wina w cenie ok. 8-10 zł i zdecydowanie warto z tej opcji korzystać :) Innym gruzińskim trunkiem jest także czacza, czyli wódka, a raczej winiak robiony z wytłoczyn po winogronach. W wielu miejscach można kupić czaczę robioną domowymi metodami.
Warto też wspomnieć o najpopularniejszym gruzińskim napoju bezalkoholowym, czyli lemoniadach o wielu nietypowych smakach (np. gruszkowym, lukrecjowym, waniliowym czy berberysowym) – do kupienia w każdym sklepie, barze i restauracji :)


 

I tylko żałuję, że czasu nie starczyło nam na wyprawę na północ, w góry do Kazbegi i rejonu Swanetii oraz do rejonu Kachetii, gdzie wytwarza się gruzińskie wina. W ciągu 10 dni nie sposób jednak zobaczyć wszystkiego, no, chyba że pędząc z jęzorem do pasa z miejsca na miejsce, a nie o to nam chodziło. Cóż, przynajmniej mamy pretekst, by jeszcze kiedyś wrócić do Gruzji i zwiedzić te nieznane nam jeszcze tereny ;)

Może zainteresuje Cię również

17 komentarze

  1. Fantastyczna wyprawa, piękne zdjęcia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawy opis i prześliczne zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowne miejsce :) W sumie Gruzja nie jest znanym celem turystycznych podróży. Nigdy tam nie byłam, ale myślę, że warto to zmienić :D Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. wow, no to miałaś niezłą wycieczkę :) świetnie czytało sie tę Twoją relację, dzięki :)

    OdpowiedzUsuń
  5. super, fantastyczny wyjazd, tez mam takie plany, kiedyś w przyszłości :) dzięki za podpowiedzi

    OdpowiedzUsuń
  6. wspaniała relacja, przyjemnie się czytało o Gruzji i Gruzinach, no i zdjęcia świetne :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jej, zazdroszczę, cudowna wyprawa! piękne zdjęcia i relacja :)

    OdpowiedzUsuń
  8. brzmi bardzo znajomo, też w zeszłym roku byliśmy w Gruzji i chodziliśmy tymi samymi drogami :)

    OdpowiedzUsuń
  9. zdjęcia zapierają dech w piersiach, a cała reszta świetnie napisana:) można się rozmarzyć:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Zdjęcia nigdy nie oddają pełni klimatu wyjazdu, przynajmniej dla tych którzy na nim nie byli :) Słyszałam, że Tbilisi to nie wiocha zabita dechami, ale nie sądziłam, że momentami jest aż tak nowoczesna! :o

    OdpowiedzUsuń
  11. Poproszę o namiary na ten targ w Batumi. Byłam już Gruzji dwa razy, ale nadal mam apetyt na więcej. A co do Kachetii, to ten region podobał mi się najmniej ze wszystkich, które odwiedziłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za opinię :) Targ rybny znajduje się niedaleko stacji kolejowej po zachodniej stronie miasta, szczegóły znalazłam na tej stronce: http://www.inyourpocket.com/Georgia/BatumiPolski/Batumi-Restaurants-and-Cafes/Ryba/Targ-rybny_118508v

      Usuń
  12. Świetna relacja, ładne zdjęcia, kompaktowy opis, można by powiedzieć Gruzja w pigułce

    OdpowiedzUsuń
  13. Ładnie napisane. Mój ulubiony kraj. Polecam blog w całości poświęcony Gruzji: http://gruzja-turystyka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. Polecam uwadze nową książkę o Gruzji: Marcin Sawicki, Pestki winorośli i trzy jabłka. Reportaże z Gruzji i Armenii (wyd. Fundacja Sąsiedzi, 2014). Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  15. Fajna relacja z podróży. Musicie koniecznie wrócić do tego pięknego kraju, a szczególnie do Kachetii i do jej najpiękniejszego miasteczka Sighnaghi. W tym roku byliśmy po raz drugi w Gruzji i postanowiliśmy kupić tam dom. Myślę, że znaleźliśmy swoje miejsce na ziemi. Zapraszam do lektury piotr-i-celina.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  16. Mamy już dom. Skończyliśmy remont i czekamy na turystów. Są dla nich piękne pokoje z łazienkami. Mieścimy się w centrum Sighnaghi, przy ul. Pirosmani 2. Polski Peter's Guest House w Sighnaghi już działa. Więcej na naszym blogu piotr-i-celina.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń