Pierniczenia ciąg dalszy ;)
Uwielbiam jogurty. Nabiał w ogóle jest tym, z czego nie potrafiłabym zrezygnować. A jogurty, maślanki i wszelakie mleczne koktajle stanowią tę zdecydowanie jaśniejszą stronę życia moich kubków smakowych ;)
Niedawno wypróbowałam przepis na pierniczkowy jogurt, znaleziony na blogu od-kuchni. Bardzo ciekawy w smaku, wraz z chrupiącymi bakaliami stanowił miłą odmianę od jogurtów klasycznie naturalnych i owocowych :)
|
jogurt piernikowy |
JOGURT PIERNIKOWY
(na 2 porcje)
- 300 g gęstego jogurtu naturalnego albo jogurtu greckiego light,
- 2-3 łyżeczki płynnego miodu,
- 2 łyżeczki przyprawy do piernika,
- 1 łyżeczka kakao,
- 4 łyżki dowolnych bakalii (u mnie suszone śliwki, płatki migdałowe, żurawina, rodzynki i orzechy)
Jogurt wymieszać z miodem, przyprawą do piernika i kakao. Rozdzielić do 2 szklanek. Posypać bakaliami.
Smacznego!
|
jogurt piernikowy |
Może zainteresuje Cię również
Zauważyłam, że ostatnio na blogach popularne stało się wyrabianie własnej mieszanki piernikowej. Ja jeszcze nie posunęłam się do tego stopnia ;) Przetestowałam jednak kilka gotowych przypraw do piernika – jedna pachniała niemal wyłącznie gałką muszkatołową (fuj...), inna była mało wyrazista, ale w końcu udało mi się znaleźć tę ulubioną. Niby nazwę to wszystko miało taką samą, ale kompozycję przypraw najróżniejszą.
Teraz, kiedy już mam swój przyprawowy nr 1, mogę pierniczyć do woli, co tylko się da. Nie tylko ciasto.
Na przykład owsiankę... :)
OWSIANKA PIERNIKOWA
(na 1 porcję)
- 1 szklanka mleka,
- 4 łyżki płatków owsianych błyskawicznych,
- 1 płaska łyżeczka przyprawy do piernika,
- 1 łyżeczka miodu,
- 2 łyżki rozdrobnionych różnych bakalii (u mnie orzechy włoskie, rodzynki i daktyle)
Mleko zagotować, wsypać płatki i mieszając, gotować przez kilka minut, aż owsianka zgęstnieje. Dodać przyprawę do piernika, wylać do miseczki. Na wierzchu posypać bakaliami i polać miodem.
Może zainteresuje Cię również
Kiedy pierwszy raz robiłam ten indyjski deser, bardzo się rozczarowałam jego smakiem. Dziś wiem już, że popełniłam dwa błędy: dałam za mało przypraw, a kaszkę gotowałam na samej wodzie. Teraz wiem już na pewno: mannie gotowanej na samej wodzie mówię stanowcze NIE ;)
Halava przygotowana wg przepisu z książeczki „Z kuchennej półeczki. Kuchnia indyjska” smakowała mi dużo bardziej. Zmniejszyłam ilość masła i cukru o połowę, a i tak był to mega słodki deser. Nie każdemu taka dawka słodyczy odpowiada, ale jak dla mnie – to było wspaniałe.
|
halava - indyjski deser z kaszy manny |
HALAVA
(na 4 porcje)
- 6 łyżek klarowanego masła (dałam 3 łyżki),
- 3 goździki,
- 3 strąki zielonego kardamonu,
- 8 łyżek kaszy manny,
- ½ łyżeczki szafranu,
- 50 g rodzynek sułtanek,
- 10 łyżek cukru (dałam 5 łyżek),
- 300 ml wody,
- 300 ml mleka skondensowanego (niesłodzonego)
- do dekoracji:
- 25 g wiórków kokosowych,
- 25 g posiekanych migdałów,
- 25 g niesolonych, posiekanych orzechów pistacjowych,
- 4 łyżki słodkiej śmietanki (np. 30%)
W rondlu stopić na średnim ogniu masło. Dodać goździki i kardamon, zmniejszyć ogień i zamieszać. Dodać kaszę i smażyć, aż nieco ściemnieje. Wówczas dodać szafran, rodzynki, cukier i dokładnie wymieszać. Wlać wodę oraz mleko (ostrożnie, pryska!), i ciągle mieszając, smażyć, aż kasza zmięknie i zgęstnieje. Jeśli zajdzie potrzeba, dolać więcej wody.
Rondel zdjąć z ognia, a kaszkę przełożyć do miseczek. Każdą porcję skropić śmietanką i udekorować podprażonymi na suchej patelni wiórkami kokosowymi, migdałami i pistacjami.
Może zainteresuje Cię również
Zaczyna się w maju, od kwaskowatego rabarbaru. Potem, w czerwcu – truskawki. Na początku wakacji czereśnie. W lipcu wiśnie, brzoskwinie, morele. Jesienią królują śliwki, jabłka i gruszki.
Koniec listopada to chyba najwyższa pora na zakończenie sezonu ciast z owocami. Bardzo je lubię, ale teraz czuję, że mam ochotę na konkretniejsze ciasta. Bardziej czekoladowe, bardziej kremowe. Bardziej korzenne.
Przepis znalazła moja Mama w ostatnim „Poradniku Domowym”. Wypróbowałyśmy – ciasto jest pyszne. Dodatkowo przełożyłyśmy je powidłami śliwkowymi i polałyśmy czekoladą, co uczyniło go wykwintniejszym.
Ciasto idealne dla tych, którym nie chce się piec długo dojrzewających pierników, którzy zagapiają się na święta i pieką w ostatniej chwili, a nie chcą korzystać z proszkowych gotowców. Dla tych, którzy lubią wilgotne i aromatyczne ciasta :)
|
piernik marchewkowy |
PIERNIK MARCHEWKOWY
- 400 g marchwi,
- 4 jajka,
- 1,5 szklanki cukru,
- ¾ szklanki oleju,
- 2 szklanki mąki,
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia,
- 1 łyżeczka sody,
- 3 łyżeczki przyprawy do piernika,
- szczypta soli,
- niecały słoiczek powideł śliwkowych,
- 1 tabliczka czekolady (gorzkiej lub mlecznej),
- 3 łyżki śmietanki 30%
Marchew obrać i zetrzeć na tarce o drobnych oczkach.
Jaja utrzeć z cukrem na jasną, puszystą masę. Cały czas ucierając, dodać olej, a następnie mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia, sodą, przyprawą do piernika i szczyptą soli. Dodać lekko odciśniętą z soku marchew i wymieszać łyżką.
Ciasto przelać do formy (u mnie 25 x 30 cm) wyłożonej papierem do pieczenia. Piec w 180 stopniach przez ok. godzinę, aż wbity patyczek będzie czysty i nie obklejony surowym ciastem.
Wystudzony piernik przekroić na pół, przełożyć powidłami.
Czekoladę połamać na kawałki i rozpuścić w kąpieli wodnej razem ze śmietanką. Wierzch i boki ciasta polać czekoladą.
Może zainteresuje Cię również
Dawno nie jadłam pankejków.
Tym razem, z okazji Korzennego Tygodnia, zrobiłam ich piernikową wersję.
Bazowałam na niezawodnym przepisie Atin, dodając dodatkowo przyprawę do piernika. Z miodem i powidłami śliwkowymi stworzyły wspaniałe śniadanie :)
PIERNIKOWE PANCAKES
(na 2 porcje)
1 niepełna szklanka mąki pszennej pełnoziarnistej lub zwykłej,
1 jajko,
2/3 szklanki mleka,
1 łyżka cukru lub ksylitolu,
1 łyżeczka proszku do pieczenia,
2 łyżeczki przyprawy do piernika,
20-30g stopionego masła
W misce połączyć wszystkie składniki i dokładnie wymieszać/zmiksować, aby nie było grudek. Ciasto powinno być dość gęste.
Placuszki smażyć na suchej teflonowej patelni, na niezbyt dużym ogniu. Nakładać po 1,5-2 łyżki ciasta na 1 placek. Gdy na powierzchni placuszka pojawią się bąbelki, przewrócić go na drugą stronę i smażyć jeszcze chwilę, aż się zrumieni.
Podawać polane miodem, świetnie smakują z dodatkiem pomarańczy.
Może zainteresuje Cię również
Trzecim dodatkiem (no, muszę przyznać, że ten indyjski obiad był naprawdę fest!) do wołowiny w jogurcie ryżu z soczewicą była cukinia smażona z kozieradką.
Kozieradkę kupiłam w sklepie zielarsko-medycznym, gdyby ktoś pytał, bo w zwykłym markecie raczej trudno ją spotkać :)
Oczywiście taka cukinia nie musi być tylko dodatkiem, można ją podać np. z chlebkami chapati jako danie wegetariańskie – wówczas należy podwoić ilość składników, które zapisałam poniżej :)
CUKINIA Z NASIONAMI KOZIERADKI
(na 4 małe porcje)
- 2 łyżki oleju,
- ½ średniej cebuli,
- 1,5 zielonego chili (dałam mały kawałek zielonej papryczki jalapeno),
- ½ łyżeczki świeżo startego imbiru,
- ½ łyżeczki czosnku przeciśniętego przez praskę,
- ½ łyżeczki chili w proszku,
- 225g cukinii,
- 1 średni pomidor,
- świeże listki kolendry,
- 1 łyżeczka nasion kozieradki (ja miałam mielone)
Na patelni rozgrzać olej. Wrzucić dorbno posiekaną cebulę i zielone chili (bez pestek), starty imbir, czosnek i chili w proszku i dobrze wymieszać. Dodać pokrojoną w plasterki cukinię i smażyć 5-7 minut, mieszając. Dodać liski kolendry i nasiona kozieradki oraz pokrojonego na półplasterki pomidora, smażyć jeszcze kilka minut. Przełożyć warzywa na półmisek i podawać na gorąco.
(przepis z książeczki „Z kuchennej półeczki. Kuchnia indyjska”)
Może zainteresuje Cię również
Jako dodatek do wołowiny w jogurcie podałam bardzo smaczny ryż z soczewicą. Danie robiłam z połowy porcji podanej w oryginalnym przepisie i taka ilość jest wystarczająca dla 4 osób jako dodatek. Jeśli ryż z soczewicą miałby być podany jako samodzielne danie (tak jak podaje się go w Indiach), wówczas ilość składników, które podaję poniżej, trzeba podwoić.
RYŻ Z SOCZEWICĄ PO INDYJSKU
(na 4 porcje jako dodatek do obiadu)
- 100g ryżu basmati,
- 85g czerwonej soczewicy,
- 1 łyżka oleju lub klarowanego masła,
- ½ małej cebuli,
- ½ łyżeczki świeżo startego imbiru,
- ½ łyżeczki czosnku przeciśniętego przez praskę,
- ¼ łyżeczki kurkumy,
- 300ml wody,
- ½ łyżeczki soli
Na sitko wsypać ryż i soczewicę i razem dokładnie wypłukać pod bieżącą wodą.
W rondlu o grubym dnie rozgrzać tłuszcz, dodać posiekaną cebulę i smażyć, aż lekko się zrumieni. Zmniejszyć ogień, dodać czosnek, imbir i kurkumę i smażyć przez minutę. Dodać ryż z soczewicą (ostrożnie, może pryskać!) i wymieszać. Wlać wodę i całość zagotować. Zmniejszyć ogień, przykryć i gotować jeszcze 20-25 minut (gdyby w trakcie gotowania okazało się, że brakuje wody, dolać trochę). Tuż przed podaniem posolić i dobrze wymieszać.
Podawać od razu po przygotowaniu.
(przepis z książeczki „Z kuchennej półeczki. Kuchnia indyjska”)
Może zainteresuje Cię również
Za każdym razem, gdy przygotowuję coś indyjskiego, coraz bardziej lubię tę kuchnię. Szkoda, że nie wszyscy podzielają mój entuzjazm (siostra owszem, ale mama już nieco mniej). No ale cóż – to w końcu kuchnia dość specyficzna i nie każdy znosi te tony przypraw i milion składników ;)
Gotując dla reszty rodziny, staram się więc mieć to na uwadze i dawać mniej chili i intensywnych przypraw typu garam masala, niż zalecają przepisy. W sumie sama też wolę średnio pikantne przyprawy niż takie mega ostre :)
A wspomniane milion składników znajduje się chociażby w tym oto przepisie. Wpadlibyście na to, żeby do wołowiny dodać mak? A do tego migdały, kokos i sezam?
Odnoszę wrażenie, że potrawa ta powstała, gdy pewnej hinduskiej gospodyni zawaliła się półka z bakaliami wisząca nad kuchenką ;)
Nawet jeśli – to efekt i tak był pycha :)
WOŁOWINA W JOGURCIE PO INDYJSKU
(na 4 porcje)
- 500g chudej wołowiny,
- 5 łyżek gęstego jogurtu (bałkański jest ok.),
- 1 łyżeczka świeżo starego imbiru,
- 2 ząbki czosnku,
- 1 łyżeczka chili w proszku (dałam ½ łyżeczki),
- szczypta kurkumy,
- 2 łyżeczki przyprawy garam masala (dałam płaskie),
- szczypta soli,
- 2 strąki zielonego kardamonu,
- 1 łyżeczka nasion czarnego kminku (nie miałam, pominęłam),
- 50g mielonych migdałów,
- 1 łyżka wiórków kokosowych,
- 1 łyżka maku,
- 1 łyżka ziaren sezamu,
- 2 średnie cebule,
- 300ml wody,
- 2 czerwone chili (dałam 1 małe),
- listki kolendry do dekoracji,
- olej do smażenia
Wołowinę pokroić na plastry o grubości ok. 2,5 cm. Włożyć ją do miski, dodać jogurt, imbir, przeciśnięty przez praskę czosnek, chili w proszku, kurkumę, garam masala i sól (ja dodałam dodatkowo łyżeczkę mąki z ciecierzycy, bo bałam się, że jogurt zwarzy się w trakcie późniejszego gotowania. Myślę, że zwykła mąka pszenna też się sprawdzi;). Wszystko razem dokładnie wymieszać i odstawić.
Na dużej patelni podprażyć na brązowo mielone migdały, wiórki kokosowe, mak i sezam, ciągle mieszając. Następnie wsypać wszystko do miksera i rozdrobnić, dodać łyżkę wody, aby powstała pasta, dodać do mięsa i dokładnie wymieszać (ja z lenistwa pominęłam to rozdrabnianie w blenderze :P).
Na głębokiej patelni rozgrzać kilka łyżek oleju, dodać posiekane cebule i podsmażyć je na złoty kolor. Zdjąć je z patelni, po czym na oleju podsmażyć mięso odsączone z zalewy. Smażyć ok. 5 minut, ciągle mieszając. Po tym czasie dodać odłożoną cebulę i smażyć jeszcze kilka minut. Wlać wodę i marynatę jogurtową, przykryć patelnię i dusić na małym ogniu przez ok. 1 godzinę, od czasu do czasu mieszając. Jeśli mięso jest miękkie, a sos wydaje się zbyt rzadki, pod koniec duszenia zdjąć pokrywkę, aby nadmiar wody mógł odparować.
Gotową potrawę posypać listkami kolendry.
Jako dodatek do tej potrawy podałam Ryż z soczewicą oraz cukinię z nasionami kozieradki.
(przepis z książeczki „Z kuchennej półeczki. Kuchnia indyjska”)
Może zainteresuje Cię również
Bardzo fajne, lekko orzeźwiające danie z kurczakiem. Kwaskowate, ale nie przesadnie. Łatwo się robi, a efekt jest według mnie znakomity.
Przepis powstał na bazie tego z książeczki „Z kuchennej półeczki. Kuchnia chińska”. W oryginale kurczaka smażyło się w głębokim oleju, ja usmażyłam go tradycyjnie ;)
Polecam :)
KURCZAK W SOSIE CYTRYNOWYM
(na 4 porcje)
2 duże filety z piersi kurczaka,
1 czubata łyżka mąki kukurydzianej,
1/3 szklanki zimnej wody,
3-4 łyżki świeżego soku z cytryny,
2 łyżki słodkiego sherry (dałam wytrawne bo tylko takie miałam),
½ łyżeczki cukru (dałam 1 łyżeczkę),
olej do smażenia,
plasterki cytryny i poszatkowana cebulka dymka do przybrania
Mięso pokroić w paski. W woku rozgrzać niewielką ilość oleju i podsmażyć na nim kurczaka, aż będzie rumiany. Zdjąć z ognia i trzymać w cieple.
Mąkę kukurydzianą wymieszać z 3 łyżkami na gładką pastę. Resztę wody wraz z sokiem z cytryny, sherry oraz cukrem zagotować w rondelku. Dodać pastę z mąki i ponownie zagotować. Zmniejszyć płomień i gotować na wolnym ogniu, cały czas mieszając, 2-3 minuty, aż sos zgęstnieje.
Przełożyć kurczaka na ogrzany półmisek i polać sosem. Można też sos wlać do woka z kurczakiem i wymieszać razem.
Na talerzu każdą porcję przybrać plasterkami cytryny i posiekaną cebulką dymką.
Podawać z ryżem.
Może zainteresuje Cię również
Paneer, który zrobiłam, był mi potrzebny do wykonania indyjskiego curry ze szpinaku i sera, zwanego palak paneer („palak” oznacza po prostu szpinak). To chyba najpopularniejsze danie z użyciem sera paneer.
Szkoda, że tego sera wyszło mi tak mało, bo wahałam się między dwoma przepisami z jego użyciem. Ostatecznie zdecydowałam się właśnie na palak paneer, a drugi przepis będzie musiał sobie na razie poczekać.
Podsmażony paneer ma konsystencję lekko gumiastą, mnie przypominającą tofu, ale zdecydowanie od tofu smaczniejsze – przynajmniej w opinii mojej i mojej siostry ;)
A samo curry okazało się bardzo smaczne, zresztą nie mogło być inaczej, skoro tak lubimy szpinak :) Musicie uwierzyć, że danie to smakuje o wiele lepiej, niż wygląda :D No cóż, to właśnie kwintesencja indyjskiej kuchni, gdzie wygląd nie idzie w parze ze smakiem... ;)
PALAK PANEER
(na 4 porcje)
- 450g mrożonego siekanego szpinaku,
- 200-250g sera paneer pokrojonego w kostkę,
- 2 łyżki oleju lub klarowanego masła,
- 2 średniej wielkości, dojrzałe i mięsiste pomidory,
- 1 łyżeczka świeżo startego imbiru,
- kawałek papryczki chili (bez pestek),
- 1 płaska łyżeczka zmielonych nasion kolendry,
- 1/2 łyżeczki kurkumy,
- 1/2 łyżeczki mielonego kuminu,
- 1/3 szklanki śmietanki kremówki,
- 2 łyżeczki mąki pszennej,
- sól do smaku
Pomidory sparzyć wrzątkiem, obrać ze skórki i zmiksować blenderem razem z imbirem na gładki sos. Dodać kolendrę, kurkumę i kumin, wymieszać.
Na patelni rozgrzać tłuszcz i podsmażyć na nim kostki sera ze wszystkich stron na lekko rumiany kolor. Zdjąć paneer z patelni i odsączyć na papierowym ręczniku. Na patelnię wlać sos pomidorowy z przyprawami i gotować kilka minut, aż część wody odparuje i sos zmniejszy o połowę swoją objętość. Dodać szpinak (nie trzeba go rozmrażać) i gotować pod przykryciem około 10 minut, od czasu do czasu mieszając, aż całkowicie się rozmrozi. Wlać śmietankę wymieszaną z mąką i mieszać, aż sos zgęstnieje. Dodać paneer i dusić na małym ogniu pod przykryciem jeszcze 2-3 minuty.
Podawać z ryżem.
(na podstawie przepisu Manjuli, z moimi niewielkimi zmianami)
Może zainteresuje Cię również
Zachciało mi się sera ;)
Indyjskiego sera zwanego paneer lub panir. Nie miał być on produktem końcowym, a jedynie półproduktem do wyrobu innego dania.
Na początku miałam pewne obawy, gdyż naczytałam się na forach, jakoby do wyrobu takiego sera nadawało się tylko i wyłącznie mleko prosto od krowy, no, w najgorszym wypadku z mlekomatu.
Niestety nie dysponuję krową, a mlekomatu w Krakowie nie ma, zakupiłam więc dwie butelki mleka pasteryzowanego z zamiarem przekonania się na własne oczy, jak to w końcu jest, bo jeśli chodzi o serowarstwo, to w tym temacie jestem kompletnie zielona ;)
Mleko ścięło się idealnie.
Mogę więc z całą pewnością potwierdzić, że butelkowane, pasteryzowane w wysokiej temperaturze mleko również nadaje się do produkcji sera ;)
Przy czym nie wiem, jak sprawa miałaby się z mlekiem UHT w kartonie.
Sama produkcja takiego sera nie jest ani trudna, ani czasochłonna – jedynie kompletnie nieopłacalna z ekonomicznego punktu widzenia, bo z 2 litrów mleka otrzymałam tylko ok. 200g sera. I całe morze serwatki, która, choć zdrowa, nie znalazła amatorów na spożycie.
Ser paneer w smaku jest zupełnie neutralny, smakuje podobnie jak serek capresi. A o tym, jakie danie z niego zrobiłam, napiszę jutro ;)
PANEER
2 litry tłustego mleka,
sok z 1 cytryny
Do garnka wlać mleko i doprowadzić je do wrzenia. Następnie zmniejszyć ogień, dodać sok z cytryny i mieszać powoli przez 1 minutę, w miarę formowania się twarożka i oddzielania rzadkiej, żółtawej serwatki. Jeśli ser nie chce się formować należy dodać więcej soku z cytryny.
Całość wylać na sito wyścielone kilkoma warstwami gazy. Pozostały na sicie twarożek odsączyć, z gazy zawiązać tobołek i zawiesić na kilka minut do odcieknięcia. Następnie na płaskiej powierzchni wyścielonej gazą (np. desce do krojenia), uformować z niego płaski ser o grubości ok. 1,5 cm, przykryć warstwą gazy i obciążyć czymś ciężkim. Zostawić na 40-60 minut, po czym pokroić w zgrabną kostkę.
Może zainteresuje Cię również
Dawno nie było makaronu.
Ponieważ niedawno w „sklepie dla najbiedniejszych” zakupiłam pyszną kiełbasę chorizo, tym razem wypróbowałam przepis znaleziony na blogu Maggie na makaron z tą właśnie kiełbasą oraz pikantnym winnym sosem. Maggie miała rację: chorizo i czerwone wino wspaniale do siebie pasują. Takie danie wspaniale rozgrzewa w chłodne, jesienne dni. Jak dobrze, że znalazłam ten przepis :)
|
makaron z chorizo w sosie pomidorowym |
MAKARON Z CHORIZO
(na 4 porcje)
- 400 g krótkiego makaronu (np. penne lub fusilli)
- 2 łyżki oliwy,
- ½ czerwonej cebuli,
- 0,5-1 łyżeczki suszonych płatków chili (nie miałam, dałam trochę pieprzu cayenne),
- 150 g kiełbasy chorizo,
- 2 łyżki koncentratu pomidorowego,
- 100 g suszonych pomidorów marynowanych w oliwie,
- 300 ml czerwonego wina,
- 3 ząbki czosnku,
- sól i świeżo mielony pieprz,
- listki świeżej bazylii
Oliwę rozgrzać na patelni, dodać posiekaną cebulę i chili i smażyć przez 2 minuty. Dodać chorizo pokrojone na kawałki i smażyć kolejne 5 minut, aż kiełbasa zrobi się lekko chrupiąca i złotobrązowa. Dodać koncentrat pomidorowy, suszone pomidory pokrojone na kawałki, czosnek przeciśnięty przez praskę, a na koniec wlać wino. Zagotować, zmniejszyć ogień i gotować przez ok. 10 minut, aż sos się zredukuje. Doprawić do smaku solą i pieprzem, wymieszać z makaronem ugotowanym al dente i podawać udekorowane listkami bazylii.
|
makaron w sosie pomidorowym z kiełbasą chorizo |
Może zainteresuje Cię również
Słodka przekąska rodem z Filipin. Pod cienką, kruchą warstwą ciasta kryje się egzotyczne kokosowe nadzienie :)
Fajnie smakują zarówno na ciepło (np. z dodatkiem osłodzonej śmietany) jak i na zimno.
Przepis znalazłam w książce „Pierogi Świata” H. Szymanderskiej. Z podanych proporcji wyszło mi jakieś 40-45 sztuk. Ja swoje pierożki cienko rozwałkowywałam i dlatego wyszło ich sporo i na część zabrakło mi kokosowego nadzienia – dlatego w przepisie poniżej zwiększyłam nieco jego ilość.
|
pieczone pierożki kokosowe |
FILIPIŃSKIE PIEROŻKI KOKOSOWE
- 2 szklanki mąki pszennej,
- 100g zimnego masła,
- 3 łyżki kwaśnej gęstej śmietany,
- szczypta soli,
- 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
- nadzienie:
- 1 i ¼ szklanki wiórków kokosowych,
- 1/3 szklanki cukru,
- 1/3 szklanki mleka,
- 1 czubata łyżka mąki kukurydzianej,
- 1 łyżka miękkiego masła,
- 1 żółtko
+ 1 białko do posmarowania pierożków
Ciasto: Mąkę wraz z proszkiem do pieczenia przesiać na stolnicę, dodać masło i drobno posiekać nożem, wlać śmietanę i ewentualnie 1-2 łyżki zimnej wody. Zagnieść ciasto, uformować kulę, przykryć folią i schłodzić 1-2 godziny w lodówce.
Nadzienie: W rondlu o grubym dnie zagotować mleko z cukrem, wsypać wiórki kokosowe i gotować na maleńkim ogniu, mieszając od czasu do czasu, aż masa zgęstnieje. Żółtko utrzeć z masłem i mąką kukurydzianą, dodać do masy kokosowej i chwilę gotować, mieszając. Odstawić do przestudzenia (nie musi być całkiem zimne, tylko takie, żeby nas nie parzyło przy klejeniu pierogów;)).
Schłodzone ciasto cienko rozwałkować, szklanką wycinać kółka, nakładać po łyżeczce masy kokosowej i sklejać pierożki. Układać je na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, posmarować lekko roztrzepanym białkiem.
Piec na złoty kolor w temp. 220 stopni.
Może zainteresuje Cię również
Cóż, zdecydowanie nie jest to dietetyczny obiad ;) Ale od czasu do czasu, jeśli nie ma przeciwwskazań, można pokusić się o taką potrawę. A jeśli ktoś nie lubi wieprzowiny, można ją zastąpić kurczakiem.
Poza tym muszę powiedzieć, że ogromnie smakował mi sos sojowo-miodowy podany jako dodatek do tego dania. Z pewnością będę go robić także do innych potraw, chociażby sajgonek :)
WIEPRZOWINA W CIEŚCIE
(na 4 porcje)
- 500g polędwicy wieprzowej,
- 200g mąki,
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia,
- 1 jajko,
- 225ml mleka,
- szczypta pieprzu cayenne,
- olej roślinny do głębokiego smażenia
sos:
- 2 łyżki ciemnego sosu sojowego,
- 3 łyżki klarownego miodu,
- 1 łyżka octu winnego,
- 1 łyżka koncentratu pomidorowego,
- 1 łyżka posiekanego szczypiorku + kilka łodyżek do dekoracji
Mięso pokroić w 2,5cm kostkę. W ogrzanym woku rozgrzać 2 łyżki oleju, wrzucić mięso i smażyć na dużym ogniu, mieszając, 2-3 minuty, aż zamkną się pory. Wyjść wieprzowinę łyżką cedzakową i odstawić.
Mąkę zmiksować razem z jajkiem, mlekiem, proszkiem do pieczenia i pieprzem cayenne na gęste, lejące się ciasto. Wrzucić kawałki wieprzowiny do ciasta i wymieszać, aż całe się nim pokryją. Kawałki mięsa w cieście wrzucać na gorący głęboki olej i smażyć, obracając, na złoty kolor. Wyjmować łyżką cedzakową i kłaść na ręczniki papierowe, aby wchłonęły nadmiar tłuszczu.
Przygotować sos, mieszając ze sobą przeznaczone do niego składniki. Sos przelać do miseczki.
Mięso w cieście przełożyć na talerze, przybrać szczypiorkiem i podawać z dodatkiem sosu.
Jako dodatek można podać ryż i np. taką surówkę :)
PS Na zdjęciu widać 2 rodzaje sosów: ten czerwony to kupny słodko-ostry sos chili, a ten ciemny to sos wykonany z powyższego przepisu :)
(przepis z książeczki „Z kuchennej półeczki. Kuchnia chińska”)
Może zainteresuje Cię również
Tym razem przepis ani chiński, ani tajski, bo wywodzący się z kuchni indonezyjskiej. Mięso kurczaka gotowane w mleku kokosowym jest delikatne, a w zależności od ilości użytych papryczek chili – łagodne lub ostre. W pierwotnym przepisie podgotowanego kurczaka smaży się w głębokim tłuszczu, ja jednak wolałam upiec go w piekarniku. Ogromnie smakował nam wyrazisty sos, powstały z zagęszczenia mleka kokosowego i przypraw, w którym gotował się kurczak.
Do tego dania podałam ryż oraz marchewkę z ananasem :)
KURCZAK Z SOSEM KOKOSOWO-LIMONKOWYM
- 1 kurczak o wadze 1,7kg pocięty na kawałki (ja użyłam 4 tylnych ćwiartek),
- sok z 2 limonek,
- 6 ziarenek pieprzu,
- 4 czerwone papryczki chili (ja dałam tylko 1),
- 1 mała cebula,
- 3 ząbki czosnku,
- 2 szklanki (500ml) mleka kokosowego,
- 1 łodyga trawy cytrynowej (zastąpiłam 1 łyżeczką pasty z trawy cytrynowej),
- 5 liści limonki kaffir,
- 1 liść laurowy lub liść curry,
- sól i świeżo mielony pieprz,
- + opcjonalnie olej roślinny do głębokiego smażenia
Kawałki kurczaka umyć i osuszyć papierowym ręcznikiem. Natrzeć kurczaka sokiem z limonki i odłożyć.
Aby przygotować pikantną pastę, należy zmiażdżyć w moździerzu pieprz, dodać chili (bez pestek), posiekaną cebulę i czosnek i utrzeć na gładką pastę. Można też po prostu wszystko razem zmiksować blenderem (ja tak zrobiłam), dodając kilka kropel wody w celu ułatwienia pracy.
Gotową pastę przełożyć do woka lub dużej, głębokiej patelni. Dodać kawałki kurczaka, wlać mleko kokosowe, dodać trawę cytrynową (świeżą trzeba zgnieść), liście limonki kaffir, liść laurowy lub curry, 1 łyżeczkę soli i szczyptę mielonego pieprzu. Zagotować, zmniejszyć ogień do średniego, przykryć i gotować ok. 20 minut. Wyjąć kurczaka, dobrze osączyć i przełożyć na półmisek.
Następnie kurczaka można:
a) usmażyć na głębokim tłuszczu: olej należy wlać do woka lub głębokiej patelni na wysokość 5 cm i podgrzać go do temperatury 180 stopni. Osuszyć kurczaka papierowym ręcznikiem i posolić. Kiedy olej się rozgrzeje, włożyć połowę kawałków kurczaka na tłuszcz i smażyć ok. 5 minut, obracając je w miarę potrzeby, aż będą złotobrązowe z każdej strony. Przenieść na papierowy ręcznik i osączyć z nadmiaru tłuszczu. Powtórzyć to samo z resztą kurczaka.
b) upiec: kawałki kurczaka ułożyć w żaroodpornym naczyniu i piec, aż będzie złotobrązowy (20-30 minut).
Sos: Mleko kokosowe z przyprawami, w którym gotował się kurczak, trzeba zlać, usunąć tłuszcz z powierzchni, przelać do czystego rondelka i gotować na średnim ogniu, aż się zagęści.
(przepis pochodzi z "Księgi Smaków Świata")
Może zainteresuje Cię również
Uwielbiam glazurowaną marchewkę jako dodatek do obiadu. Tym razem wypróbowałam nieco inną jej wersję – słodką dzięki ananasowi, a pikantną od imbiru. Jest bardzo, bardzo smaczna i z pewnością będę do niej wracać :)
Przepis znalazłam w książeczce „Pomysły na dania z młodymi warzywami”. Wprawdzie w listopadzie marchewka taka młoda już nie jest, ale warto ją jeść o każdej porze roku, gdyż w przeciwieństwie do np. pomidorów, nie traci aż tak bardzo na smaku ;)
MARCHEWKA Z ANANASEM
- 800g marchewki,
- mały kawałek imbiru,
- 6 plastrów ananasa z puszki,
- 2 łyżki masła,
- 2 łyżki jasnego sosu sojowego,
- 2 łyżki posiekanej natki pietruszki,
- sól i pieprz
Marchewkę obrać i pokroić na plasterki (ja poszatkowałam na paseczki). Wrzucić do wrzącej wody i gotować 2 minuty, odcedzić. Plastry ananasa pokroić na kawałki. W rondelku stopić masło, przez chwilkę podsmażać drobno starty imbir (0,5 – 1 łyżeczki, wg uznania), następnie dodać marchewkę. Smażyć 5-7 minut, mieszając. Wlać 2 łyżki gorącej wody, sos sojowy, dodać ananasa i smażyć jeszcze 5-6 minut (najlepiej spróbować czy jest już dobra – ja na przykład lubię taką lekko chrupką). Doprawić solą i pieprze, posypać natką i wymieszać. Podawać na ciepło.
Może zainteresuje Cię również
Mimo że od urodzenia mieszkam w Krakowie, nigdy wcześniej nie spotkałam się z potrawą o nazwie „maczanka krakowska”. Chociaż z drugiej strony, jej krakowski rodowód ponoć wcale nie jest taki pewny (niektórzy uważają, że pochodzi z Poznania). Bez względu na to, trzeba powiedzieć jedno – to jest pyszne!
Zła jestem, bo z powodu chmurnego popołudnia zdjęcie wyszło nader smętne i nie odzwierciedla nawet w połowie smakowitości tej przekąski, podawanej niegdyś jako zakąskę do piwa lub wódki.
U mnie obyło się bez procentów, a danie jest tak smaczne, że na pewno będę do niego wracać.
Przepis pochodzi z magazynu „Kuchnia”, a znalazłam go na tej stronie :)
MACZANKA PO KRAKOWSKU
(na 4 porcje)
800g schabu lub karkówki,
sól i pieprz,
3-4 łyżki oleju
kminek (u mnie mielony),
3 duże cebule,
1 łyżka mąki,
4 bułki kajzerki
Mięso oprószyć solą i pieprzem, posypać kminkiem odstawić na kilka godzin do lodówki. Następnie zrumienić ze wszystkich stron na silnie rozgrzanym oleju. Przełożyć do naczynia żaroodpornego, podlać kilkoma łyżkami wody, przykryć i piec przez 1,5 godziny. Cebule obrać, pokroić w krążki i dodać je do mięsa w połowie pieczenia.
Gdy mięso jest gotowe, wyjąć je i pokroić w plastry. Sos na dnie naczynia zagęścić mąką rozrobioną w niewielkiej ilości wody (jeśli sosu jest mało, dolać więcej wody). Ewentualnie doprawić solą lub pieprzem.
Bułki rozkroić na połówki, na każdą część nałożyć mięso i polać sosem.
Podawać razem z ogórkami kiszonymi.
PS Jest to kolejna potrawa w ramach akcji „Gotujemy po polsku!”, której patronuje serwis zpierwszegotloczenia.pl ;)
Może zainteresuje Cię również
O tej potrawie dowiedziałam się niedawno, czytając w gazecie wywiad z biskupem Pieronkiem ;) Pomijając fakt, że jest to jeden z niewielu biskupów, których naprawdę poważam i dlatego przeczytałam cały ten artykuł, to zainteresował mnie wątek, w którym biskup spytał Magdę Gessler czy wie, co to są prażuchy. Ona na to, że nie, ale za to zna racuchy. No, ale to przecież zupełnie co innego...
Ja również nie znałam prażuchów, więc czym prędzej uzupełniłam wiedzę na temat tej staropolskiej potrawy. Otóż są to kluski z wyprażanej mąki, zaparzonej później wodą. Inną odmianą jest prażucha ziemniaczana, czyli kluski na bazie ziemniaków.
Wrażenia? Smaczne, mega sycące, ale jednak wolę kopytka ;)
Mimo to warto było je zrobić, przynajmniej rozbudowałam swoją wiedzę o kuchni staropolskiej. A potrawa akuratnie wpisuje się w akcję „Gotujemy po polsku!”, patronowaną przez serwis zpierwszegotloczenia.pl ;)
PRAŻUCHA ZIEMNIACZANA
(na 4-5 porcji)
- 1 kg ziemniaków,
- 4 czubate łyżki mąki pszennej,
- sól
Ziemniaki obrać i ugotować w osolonej wodzie. W połowie gotowania (po ok. 10 minutach) zasypać wierzch mąką. Przykryć i gotować na małym ogniu do miękkości ziemniaków. Nie mieszać!
Gdy ziemniaki będą już miękkie, ostrożnie odlać z nich wodę, tak aby mączna klucha została razem z ziemniakami w garnku. Całość lekko posolić i rozgnieść dokładnie tłuczkiem do ziemniaków. Powstanie lepka i ciągnąca się masa.
Na tym etapie można poprzestać i podać ziemniaki jako dodatek do mięsa, ale można też podać je samodzielnie: łyżką zwilżoną tłuszczem nałożyć ziemniaczaną masę na rozgrzany tłuszcz i usmażyć na rumiano ze wszystkich stron.
Ja uformowałam z nich kluski za pomocą dwóch łyżek. Prażuchy smażyłam ze skwarkami z cebulką: najpierw pokroiłam słoninę w kostkę, wrzuciłam na rozgrzaną patelnię, gdy wytopił się tłuszcz dodałam posiekaną cebulę, a chwilę później kluski i smażyłam, aż wszystko się ładnie zarumieniło :)
Prażuchę najlepiej podawać z kiszoną kapustą albo z czerwoną kapustą na ciepło. Świetnym dodatkiem jest również kefir, zsiadłe mleko albo maślanka.
Może zainteresuje Cię również
Czyli absolutnie niecodzienne mielone :)
Ale nie ma co się obawiać. Klopsiki ze słodkimi rodzynkami i chrupiącymi migdałami są po prostu przepyszne :) Swój udział ma w tym również kumin, który jest jedną z moich ulubionych przypraw.
Naprawdę, dawno poczciwe mielone nie smakowało mi tak bardzo.
Przepis znalazłam na blogu Lady Agi :)
KLOPSIKI Z RODZYNKAMI
(na 4 porcje)
500g mielonego mięsa wieprzowo-wołowego,
1 mała cebula,
1 jajko,
2 łyżki natki pietruszki,
½ filiżanki drobnych rodzynek,
½ filiżanki migdałów w słupkach (ja grubo posiekałam),
½ filiżanki bułki tartej,
½ łyżeczki kuminu (kminu rzymskiego),
sól i pieprz,
olej do smażenia
sos:
ok. 200 ml gęstego jogurtu,
kumin,
pieprz cayenne,
sok z cytryny,
mały ząbek czosnku
Cebulę bardzo drobno posiekać, wymieszać w misce z mięsem, jajkiem, posiekaną natką pietruszki, rodzynkami oraz migdałami podprażonymi na suchej patelni. Wilgotnymi dłońmi uformować małe kulki. Smażyć na oleju na złoty kolor, osączyć na ręcznikach papierowych z nadmiaru tłuszczu.
Podawać na ciepło lub na zimno, razem z sosem.
Sos: jogurt wymieszać z przeciśniętym przez praskę czosnkiem, doprawić do smaku sokiem z cytryny, pieprzem cayenne i kuminem.
Jako dodatek do tego dania podałam kuskus.
Może zainteresuje Cię również
Dla tych którzy lubią kotlety z gotowanych ziemniaków, polecam ich nieco inną wersję z dodatkiem jabłek. Dzięki nim są wilgotniejsze i słodsze. Mnie bardzo smakowały :)
Przepis pochodzi z książeczki „Potrawy jarskie”.
Przepisem tym dołączam (po raz pierwszy) do IV edycji akcji „Gotujemy po polsku!”, której patronem jest serwis zpierwszegotloczenia.pl ;)
KOTLETY ZIEMNIACZANE Z JABŁKAMI
(na 4-5 porcji)
1kg ugotowanych ziemniaków,
3 jabłka,
30g masła,
2 jajka,
50g mąki,
2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia,
szczypta soli,
bułka tarta,
olej do smażenia
Ugotowane jabłka ugnieść tłuczkiem lub przecisnąć przez praskę. Masło utrzeć z żółtkami i wymieszać z ziemniakami. Następnie dodać mąkę wymieszoną z proszkiem do pieczenia, jabłka obrane i starte na tarce o dużych oczkach oraz białka ubite na sztywną pianę ze szczyptą soli. Jeśli masa jest rzadka, można dodać jeszcze trochę mąki.
Bułkę tartą wysypać na talerz i panierować uformowane kotlety. Smażyć na średnim ogniu na oleju, aż będą złociste z obu stron. Gotowe kotleciki ułożyć na papierowym ręczniku, aby osączyć je z nadmiaru tłuszczu.
Podawać ze śmietaną i surówką.
Może zainteresuje Cię również
Przepis na to ciasto moja mama dostała od znajomej. Zrobiłyśmy je razem wczoraj wieczór :) Kiedy ciasto było już w piecu, zrobiłam to, co powinnam była zrobić NAJPIERW, czyli sprawdzić w necie, czy ktoś już kiedyś robił ciasto i jak mu wyszło. No i dowiedziałam się, że przepis pochodzi z książki „103 ciasta siostry Anastazji”, którą to moja mama posiada i w ogóle z niej nie korzysta. Heh, to tłumaczy, dlaczego ciasto składa się aż z 3 warstw, choć i tak mogło być gorzej, bo w stylu siostry Anastazji byłoby dodanie do tego jeszcze 3 różnych mas do przełożenia ;) Bardziej zdziwiło mnie jednak, że na zdjęciach w necie warstwa orzechowa ma czekoladowy kolor. No i okazało się, że prócz orzechów trzeba było dodać jeszcze kakao. Kakao, które było w składnikach, ale w opisie przygotowania już nie. Dziwne, że błąd ten pojawił się nie tylko w książce, ale stał się również notorycznie powielany w przepisach internetowych i tym od znajomej mamy. Tak jakby ludzie w ogóle nie myśleli, co piszą. A potem trafia się taki roztrzepaniec jak ja i nie zauważa kompletnie tego kakao.
A ciasto, mimo że bez kakao, jest bardzo smaczne. Warstwa kokosowa jest wprawdzie trochę suchawa, ale w połączeniu z wilgotnym sernikiem na spodzie smakuje super. Tak więc mimo początkowych obaw i mimo że wykonanie jest trochę czasochłonne, mogę ciasto spokojnie polecić :)
CIASTO SEROWO-KOKOSOWO-ORZECHOWE
ciasto serowe:
600g mielonego twarogu,
120g masła,
250g cukru pudru,
6 jajek (oddzielone żółtka od białek),
2 łyżki mąki ziemniaczanej,
½ łyżeczki proszku do pieczenia
kilka kropli aromatu waniliowego
ciasto kokosowe:
4 białka,
150g cukru,
150g wiórków kokosowych,
2 łyżki mąki ziemniaczanej
ciasto orzechowe:
4 jajka (oddzielone żółtka od białek),
100g cukru,
100g zmielonych orzechów włoskich,
1 łyżka kakao,
3 łyżki mąki pszennej,
½ łyżeczki proszku do pieczenia
Ciasto serowe: Masło utrzeć z cukrem pudrem na puszystą masę, następnie stopniowo dodawać żółtka. Dalej ucierając, stopniowo dodawać po łyżce sera. Następnie wmiksować mąkę ziemniaczaną i aromat. Białka ubić na sztywną pianę i łyżką wmieszać je w ciasto.
Ciasto kokosowe: Białka ubić na sztywną pianę. Następnie, stopniowo dodając cukier, ubijać, aż piana będzie lśniąca, a kryształki cukru rozpuszczone. Wiórki kokosowe wymieszać z mąką ziemniaczaną i delikatnie wmieszać je w pianę za pomocą łyżki.
Ciasto orzechowe: Białka ubić na sztywną pianę. Dalej ubijać, dodając po trochę cukru i po jednym żółtku. Zmielone orzechy wymieszać z kakao, mąką i proszkiem do pieczenia, wymieszać z ubitymi jajkami za pomocą łyżki.
Dużą prostokątną blachę (35 x 25 cm) wyłożyć papierem do pieczenia. Wylać i równomiernie rozprowadzić najpierw ciasto serowe, potem kokosową bezę, a na koniec ciasto orzechowe.
Piec w 180 stopniach przez ok. 1 godzinę.
Może zainteresuje Cię również
I mało by brakowało, a przegapiłabym tegoroczną edycję Orzechowego Tygodnia, który trwa już od poniedziałku.
Na szczęście udało mi się dołączyć do zabawy za sprawą tajskiego pikantnego kurczaka z masłem orzechowym. Ale nie tylko z masłem, gdyż z wierzchu posypany jest prażonymi orzeszkami. Czyli taki podwójnie orzechowy on jest :)
W oryginale danie nazywało się „kurczak pieczony z czosnkiem na ostro”. Pozwoliłam sobie zmienić tę nazwę gdyż według mnie wprowadza ona w błąd: po pierwsze, smak orzechowy zdecydowanie dominuje nad czosnkowym, a po drugie, kurczak wcale nie jest pieczony, a duszony. Zresztą, nie pierwszy raz w kuchni chińskiej i tajskiej spotykam się akurat z określeniem „pieczony” do mięsa gotowanego i duszonego. Pamiętam, że w chińskiej knajpie, w której kiedyś pracowałam, też mieliśmy „kurczaka pieczonego na ostro”, który koło piekarnika nawet nie stał (najpierw był gotowany, a potem podsmażany z resztą składników).
A tak naprawdę, to uważam, że smak tego kurczaka jest dużo bardziej wart uwagi niż jego nazwa ;)
PIKANTNY KURCZAK Z MASŁEM ORZECHOWYM
(na 4 porcje)
- 8 udek (nóg, ćwiartek) z kurczaka,
- 4 ząbki czosnku,
- 1 mała cebula,
- 2 małe czerwone chili,
- 1 łodyga trawy cytrynowej (zastąpiłam 1 łyżeczką mielonej),
- 1 łyżka posiekanej świeżej kolendry,
- 1 łyżeczka pasty krewetkowej (pominęłam),
- ½ łyżeczki mielonego cynamonu,
- 1 łyżka pasty z tamaryndowca,
- 2 łyżki oleju,
- 1 ¼ szklanki bulionu z kurczaka,
- 1 łyżka tajskiego sosu rybnego (zastąpiłam jasnym sosem sojowym),
- 1 łyżka masła orzechowego,
- sól i pieprz,
- 4 łyżki posiekanych prażonych orzechów ziemnych (ja dałam bez soli)
Czosnek, cebulę, chili (bez pestek) oraz trawę cytrynową drobno posiekać. Wszystko to, razem z kolendrą i pastą krewetkową zmiksować (lub rozetrzeć w moździerzu) na prawie gładką masę. Dodać cynamon i pastę z tamaryndowca, wymieszać.
W woku lub na dużej, głębokiej patelni rozgrzać olej. Wyłożyć udka kurczaka i smażyć, często obracając, na złoty kolor z obu stron. Usunąć z patelni i trzymać w cieple. Zlać z patelni nadmiar tłuszczu. Wyłożyć na patelnię pastę z przypraw i smażyć na średnim ogniu, cały czas mieszając, aż lekko zbrązowieje. Dodać bulion i przełożyć z powrotem kurczaka.
Gotować na małym ogniu pod przykryciem ok. 30 minut, mieszając od czasu do czasu. Dodać sos rybny i masło orzechowe, wymieszać i gotować dalej – tym razem bez przykrycia – jeszcze jakieś 20 minut, tak aby sos się zredukował.
Doprawić do smaku solą i pieprzem i posypać prażonymi orzeszkami ziemnymi.
Podawać na gorąco z podsmażonymi warzywami oraz ryżem lub makaronem.
(wg przepisu z książeczki "Z kuchennej półeczki. Kuchnia tajska")
Może zainteresuje Cię również