Tadeusza Płatka naga prawda o dyni... ;)
Jakkolwiek chroniczne malkontenctwo wyzierające z sobotnich felietonów Tadeusza Płatka w „Gazecie Krakowskiej” przeważnie mnie irytuje, tak w tym wypadku uśmiechnęłam się od ucha do ucha :) Oto pan Płatek odsłania podstępne oblicze poczciwej – zdawałoby się – dyni...
„JEST WIELKA, OKRUTNA I POMARAŃCZOWA
Dynia przeżywa renesans. Nagle wszyscy ją na nowo odkryli, każdy chce dorzucić kilka swoich pestek – nowych przepisów kulinarnych, pomysłów na wycinanki, trupie głowy i świeczniki. Nawet na wino.
Dynia jest na topie.
Ona to oczywiście bezwzględnie wykorzystuje, bierze odwet za lata lekceważenia. Mści się, w perfidny sposób, szczególnie na ludziach pracowitych i oszczędnych. Człowiekowi wrażliwemu na piękno trudno się oprzeć, żeby w sklepie nie kupić CAŁEJ dyni.
Wygląda ślicznie, w dodatku jest prawie za darmo. Po przekrojeniu i wyjedzeniu pestek, które wcale nie są suche i trzeszczące tylko miękkie i soczyste, kroi się dynię dajmy na to w kostkę.
Ona oczywiście już wtedy śmieje się swoimi olbrzymimi połówkami. Doskonale wie, że na dyniowe risotto i dyniowy placek zużyjemy tylko marną cząstkę. Naparstek ledwie z bezkresnej, pomarańczowej planety. Rozpłynie się, zaskoczy smakiem jesieni, świetnie skomponuje się z gałką muszkatołową, kieliszkiem chablis i ZOSTANIE.
Jej monumentalna reszta zajmie całą lodówkę. Jutro będzie sernik dyniowy i placki z dynią, pojutrze dyniowe racuchy i tarta.
Kupując całą dynię bądź pewny, że odtąd za swoją lekkomyślność przez cały tydzień będziesz miał cholerny dyniowy entliczek, pentliczek. Na pewno skończą ci się przepisy w Montanowej, Ćwierczakiewiczowej, nawet w Internetowej. Wkrótce będziesz miękki, pomarańczowy i święcie przekonany, że zarówno twój ojciec i matka, jak również dziadek i babka jadali wciąż...”
Brzmi znajomo, prawda? Dla mnie aż za bardzo ;)
Jednakże pan Płatek nie wziął pod uwagę dwóch rzeczy. Po pierwsze, niemal każde gospodarstwo domowe w Polsce jest dziś wyposażone w zamrażarkę, a dynia świetnie nadaje się do zamrażania – czy to w postaci kostek, czy dyniowego puree. Dzięki temu dynię możemy sobie dawkować wedle uznania.
Po drugie, pan Płatek chyba nie słyszał nigdy o „Festiwalu Dyni” prowadzonym co roku przez Beę. Niedawno zakończył się kolejny, a Bea zamieściła jego podsumowanie, dzięki któremu w dyniowych przepisach możemy przebierać i wybierać :) Nie ma opcji, aby pomysłów zabrakło.
Z takim orężem to my jesteśmy górą! :)
4 komentarze
A może ktoś lubi jeść przez kilka dni dynię ?
OdpowiedzUsuńPoza tym nie trzeba kupować ogromnej,są odmiany małe i mniejsze.Można kupić kawałek.
No ale p.Płatek musiał coś ,podkręcić' w swoim felietonie,żeby było tak ,swojsko'.
Pozdrowienia!
O jak współczuję temu panu... Chyba nigdy nie odwiedził żadnego bloga kulinarnego, z Bea na czele!
OdpowiedzUsuńWino z dyni? Gdzie przepis na takie cudo znajdę?!
Ojej, nie oburzajcie się tak :) mnie ten felietonik pozytywnie rozbawił, bo chociaż mnie nie przeszkadza tygodniowy maraton dyniowy, to po kilku dniach rodzina zaczyna na mnie już dziwnie patrzeć, kiedy serwuję kolejną potrawę dyniową :) a lodówka wypełniona do połowy olbrzymią dynią to niedawny obrazek z mojej kuchni, zanim jej bezkresne pomarańczowe połacie legły w czeluści zamrażalnika ;)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny felieton :) I jest też w nim ziarenko prawdy. Ale chyba z każdym sezonowym owocem i warzywem jest tak, że jak jest na nie pora to przepisów jest urodzaj.
OdpowiedzUsuńRównież podążyłam za modą i będąc w Krakowie w długi weekend kupiłam dynię - 10 kilową!!! :D
Oczywiście nie zabrałam jej do domu, bo jak niby pod Warszawę, pociągiem, autobusem, kilka przesiadek? Także czekam aż mój M. mi ją przywiezie z Krk :) I też zapowiada się tydzień albo i więcej pod znakiem dyni.
I fajnie, że jest podsumowanie Festiwalu Dyni, bo nie będzie problemu co z nią zrobić :)
Pozdrawiam
Lili