Obsługiwane przez usługę Blogger.

Najpyszniejsze Walentynki

By 16:05 , ,

Wczoraj świętowaliśmy z M. nasze pierwsze Walentynki. Przyznam, że nie zależało mi specjalnie na tym „święcie”. Nienawidzę pluszowych serduszek, kiczu i beznadziejnych komedii, które pojawiają się w kinach w tym okresie.
Chcieliśmy po prostu wspólnie spędzić czas.
A jako że niedawno M. dostał ode mnie na urodziny zestaw do robienia sushi, postanowiliśmy w ten dzień po raz pierwszy samodzielnie przyrządzić ten japoński specjał.

Przyznam, że do tej pory jadłam sushi tylko raz. Z powodu alergii na ryby jestem dość mocno ograniczona w testowaniu nowych smaków. Ani łosoś, ani tuńczyk, ani nawet paluszek surimi nie wchodzą w grę. Pozostają więc warzywa i krewetki.
Zestaw do sushi zawierał płaty nori, ryż, sos do ryżu, wasabi, czarny sezam, marynowany imbir, matę bambusową i 2 pary pałeczek. W sklepie dokupiliśmy wędzonego łososia (dla niego), mrożone krewetki (dla mnie), por, ogórek, czerwoną paprykę, majonez i serek śmietankowy. I wino, oczywiście ;)

Na początek postanowiliśmy nie szaleć i przyrządzić SUSHI MAKI, które wydawało się nam najprostsze do zrobienia.

Photobucket

Ryż ugotowaliśmy wg załączonej instrukcji. Szklankę ryżu przepłukaliśmy wodą kilka razy, aż była przejrzysta. Po odcedzeniu zalaliśmy go 1 i 1/5 szklanki świeżej wody. Gdy woda zaczęła wrzeć, gotowaliśmy ryż na maleńkim ogniu, pod przykryciem, przez 10 minut. Po tym czasie wyłączyliśmy gaz i pozwoliliśmy, aby ryż „doszedł” przez 15 minut. Następnie dokładnie wymieszaliśmy z 3 łyżeczkami sosu do ryżu (składającego się z octu ryżowego, cukru i soli). Odstawiliśmy ryż, aby nieco przestygł. W tym czasie pokroiliśmy warzywa i łososia na cienkie paseczki. Krewetki sparzyłam wrzątkiem (były już obrane i gotowane, niestety świeżych u nas dostać nie można). I można było przystąpić do dzieła :)
Na macie ułożyliśmy arkusz nori. Na niego wyłożyliśmy cieniutką warstwę letniego ryżu, zostawiając po bokach marginesy. Najlepiej rozprowadzało się go zwilżonymi dłońmi, bo kleił się straszliwie;)
Wzdłuż przeciwległego boku ułożyliśmy wybrane dodatki, tworząc różne zestawy:
- krewetki, por i majonez (moje ulubione),
- krewetki, ogórek, papryka i serek,
- łosoś, papryka i majonez,
- podwójny łosoś, papryka i serek (M. nie lubi ogórka ani pora).
Następnie za pomocą maty, lekko dociskając, zrolowaliśmy sushi w kierunku „do siebie”. Krańcowy margines zwilżyliśmy wodą, żeby lepiej się przykleił. Następnie tak powstały wałek pokroiliśmy w poprzek na 7-8 kawałków. Wierzchy niektórych z nich posypaliśmy czarnym sezamem.
W ten sposób zużyliśmy 4 arkusze nori, co dało nam ponad 30 stuk maki.

Z resztek ryżu zrobiliśmy 3 NIGIRI: wilgotnymi dłońmi formowaliśmy ryż na kształt jakby niedużego jajka. Odkładaliśmy na deseczkę, a do ręki braliśmy odpowiednio przycięty plaster łososia lub rozpłataną krewetkę. Smarowaliśmy je odrobiną wasabi, na to kładliśmy kulkę ryżu i delikatnie dociskaliśmy. Każde nigiri obwiązaliśmy zwilżoną wstążką nori i posypaliśmy z wierzchu czarnym sezamem.

Osobno podaliśmy wasabi (które bardzo lubimy), sos sojowy (którego nie było w zestawie, na szczęście na półce współlokatorki M. znaleźliśmy i pożyczyliśmy ;) i imbir, którego praktycznie nie tknęliśmy, bo jakoś nam nie podchodzi.

O, jak się objedliśmy! Ale było pysznie! :)


A na deser mój M. przygotował... sernik :D

W pieczeniu pomagała mu mama za pośrednictwem Skype ;) M. wyciął z ciasta serce, czym totalnie mnie rozczulił... Mimo że może nie jest to najpiękniejszy sernik jaki widziałam, to muszę przyznać, że w smaku był rewelacyjny, delikatny i kremowy, z kokosowym wierzchem. I jest to najwspanialszy prezent, jaki dostałam kiedykolwiek od chłopaka – bo wiem, że robiąc go dla mnie, włożył w nie całe swoje serce. :)

Photobucket

O przepis na sernik nie pytałam. Niech to pozostanie Jego tajemnicą... ;)

Może zainteresuje Cię również

8 komentarze

  1. Tak, ja też prędzej zrobię sushi w domu niż dojdę do japońskiej restauracji, którą mam pod nosem od 3 lat. Twoje wygląda przepysznie. A i sernik. Tego, to nie odmówię sobie już na pewno.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo miło spędziliście dzień:) A sernik jest rozczulający i bardzo ładny:)
    Pozdrawiam!:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach zazdroszczę ;) Niby też nie lubię tego całego zamieszania wokół Walentynek, ale nie mogliśmy z Lubym spędzić ich wczoraj razem i... trochę teraz za tym zatęskniłam :) Sernik świetny! Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Takie Walentynki to ja rozumiem :) Uwielbiam sushi. A tej calej cukierkowej otoczki wokol Walentynek po prostu nie znosze :)

    OdpowiedzUsuń
  5. domowe sushi?
    jadłam tylko raz, na dodatek kupne. och, polubiłam je od razu.
    a gdyby tak je zrobic...kiedyś? xd

    OdpowiedzUsuń
  6. Sernik wymiata. est uroczy,. Też lubię takie gesty.

    OdpowiedzUsuń
  7. I to się nazywa fajny pomysł na Walentynki!;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Gratulacje dla pani inżynier i powodzenia w dalszej edukacji :)

    OdpowiedzUsuń